- Nie wiem.

– Zastrzeliłeś tych ludzi, Danielu? Zrobiłeś krzywdę tym dziewczynkom? Odpowiedział nieobecnym głosem. – Tak, proszę pani. Chyba tak. 5 Wtorek, 15 maja, 15.13 Rainie i Shep milczeli. Słowa, które przed chwilą padły, powoli docierały do ich świadomości. Shep nie protestował przeciw oświadczeniu Danny’ego, nie próbował tłumaczyć, że to nieporozumienie albo że Danny jest jeszcze dzieckiem. Wydawał się zbyt oszołomiony. A Rainie nie wiedziała, co jeszcze mogłaby powiedzieć. Była policjantką; aresztowany przyznał się do winy. Znała swoje obowiązki. Kiedy podprowadziła chłopca do frontowego wejścia, natychmiast rozbłysło kilkanaście fleszów. Już czyhali dziennikarze. Cholera. Wycofała się szybko, osłaniając Danny’ego przed oślepiającymi lampami i zgiełkiem pytań. Popatrzył na nią nieprzytomnie, posłusznie poddając się jej woli. Trudno jej było znieść to zaszczute spojrzenie. – Nie mogą zobaczyć, że z nami wychodzisz – zwróciła się po chwili do Shepa. Całą trójką przywarli do ściany korytarza niczym tropiona zwierzyna. – Nie zostawię cię z nim samej. – Nie masz tu nic do powiedzenia. Mogę go przesłuchać bez twojej obecności, a już na http://www.znany-architekt.com.pl się przechodzącej Rainie. Wyglądali na wystraszonych. W pobliżu stało się coś strasznego i żadne pieniądze nie były w stanie oddzielić ich od tego. Rainie dotarła do domu Bethie, który ozdobiony był mnóstwem żółtej taśmy policyjnej. Ogrodzonego terenu pilnował młody policjant, który popijał kawę i ziewał co parę sekund. Rainie pokazała legitymację. 111 - Nic z tego - powiedział. - Pracuję dla agenta Pierce'a Quincy'ego - odparowała. - A ja dla burmistrza Johna F. Streeta. Spieprzaj. - Całujesz matkę tymi ustami? - Uniosła brwi, a potem odezwała się bardzo poważnym tonem. - Posłuchaj, młody. Wejdź do środka, odszukaj agenta specjalnego Pierce'a Quincy'ego i powiedz, że czeka na niego Lo¬ rraine Conner.

- Zgrywasz trudnego? - To byłaby ciekawa odmiana. Bethie zachichotała. Doszła do wniosku, że wypity szampan prawdopodobnie wciąż na nią działa, ponieważ nigdy nie chichotała, nawet w czasach szkolnych. Ale dzisiaj jedną butelkę szampana wypili w holenderskiej Pensylwanii, drugą w Filadelfii, kiedy siedzieli nad wodą po pysznej kolacji. Sprawdź Musiały coś zrobić. Czas się skończył. Myśl, myśl! No, prędzej! - Dzięki Bogu! Luke! Rainie spojrzała gdzieś za Andrewsa. To był akt desperacji, ryzykowna zagrywka. Andrews obrócił się. Pierwszy raz poczuł podmuch wiatru i pomyślał, że z flanki ktoś mógłby go zaskoczyć. Nie było czasu na nurkowanie po pistolet. Rainie chwyciła pierwsze narzędzie, jakie wpadło jej w ręce - metalowe kuchenne krzesło. - Co jest...? - Kimberly, teraz! Kimberly uderzyła Andrewsa łokciem w bok i walnęła stopą. Andrews stracił równowagę, więc instynktownie ją puścił. Usiłował unieść pistolet i wymierzyć. Rainie z całej siły uderzyła go krzesłem w głowę i barki. Zawył, kiedy krzesło i pistolet wyleciały w górę. Zrozumiał, że dał się nabrać