- Na pewno opracuje jakiś plan, żeby przełamać system alarmowy. Jak do tej pory wszystko planował bardzo dokładnie. Glenda w końcu pewnie chwyciła broń. Opanowała się i wzięła głęboki wdech, żeby uspokoić nerwy. - Pamiętaj o jego sposobie postępowania - rzuciła pewnie. - On polega na swojej umiejętności manipulowania ludźmi. System komputerowy nie da się na to nabrać. Nie zaakceptuje błędnego kodu. - Wezwij wsparcie - ponaglił ją Quincy. - Dobra myśl. - W jakim czasie mogą przyjechać? - Pięć do dziesięciu minut. Nie więcej. - Jeśli on zjawi się pierwszy... Pamiętaj o jego mocnych stronach. Nie pozwól mu mówić. Najpierw strzelaj, potem zadawaj pytania. Obiecaj mi to. Glenda skinęła do słuchawki i sięgnęła po radio, żeby wezwać kolegów agentów. Już miała je włączyć, kiedy zadzwonił telefon. Kolejny wielbiciel - pomyślała. Po chwili włączyła się automatyczna sekretarka. Glenda usłyszała głos, który wcale nie był obcy. Dzwonił Albert Montgomery, ale mówił jakby nie swoim głosem. - Jezu Chryste, Glenda! - jęknął. - Odbierz! Próbowałem dzwonić na komórkę... Myliłem się. Przestępca jest tutaj! O Boże! On ma nóż! http://www.wroclawsegreguje.pl To było morderstwo. Poza tym wczoraj wieczorem w Filadelfii najprawdopodobniej ten sam człowiek zamordował byłą żonę mojego klienta. W bardzo brutalny sposób. 148 De Beers uniósł brwi. Wstał. Na jednej z półek odszukał złożoną gazetę. Rzucił ją na biurko, żeby Rainie mogła przeczytać nagłówek: „Horror w eleganckim domu". Jakiś sprytny fotograf zrobił zdjęcie korytarza, w którym wyraźnie było widać krwawe odciski dłoni na ścianach. - To jest brutalne - powiedział de Beers. - Mówię właśnie o tej sprawie. . - Napisali, że to była żona agenta FBI, więc pani klient... - Już wiem, dlaczego jest pan dobry w swoim fachu. De Beers znowu usiadł i uważnie przyjrzał się jej twarzy.
- Tego nie wiem - odparła natychmiast. - Jaka jest pierwsza zasada prowadzenia śledztwa? Nie wyciągać pochopnych wniosków. Na razie nie mamy żadnych dowodów na to, że to było morderstwo. - Ale z drugiej strony... - powiedział za nią. - Z drugiej strony coś jest nie tak z Mary Olsen. - Naprawdę? - Quincy wydawał się autentycznie zaskoczony. Ściągnął Sprawdź – Po prostu wiem! Jak na faceta, który widział tyle zbrodni, wciąż masz romantyczne podejście do życia. Ale to się nigdy nie uda, więc lepiej nic nie mów. – Wykonała rękami stanowczy gest: „ani kroku dalej”. – Chcę cię zabrać na kolację – oświadczył spokojnie. – Ale z ciebie uparty osioł! – Obiecuję lo mein z zieloną herbatą. Mam nadzieję, że tym razem oboje będziemy jedli. – Na litość boską, Quincy, ty tutaj nie zostaniesz. Jesteś agentem FBI. Kochasz swoją pracę. Jesteś w tym dobry. Ja stanowię tylko przystanek na twojej drodze. – Mogę często się zatrzymywać. Przywilej mistrza. – Po co? Żeby patrzeć, jak inkasuję zasiłek dla bezrobotnych? – Rainie... – To prawda, i oboje o tym wiemy! Ty... to ty, Quincy. Wiesz, kim jesteś, dokąd zmierzasz i świetnie. A ja to ja. Prawdziwy galimatias. Lubiłam swoją pracę, Boże, naprawdę