Otarł ustami kącik jej ust. Uniósł lewą rękę i zaczął głaskać ją po plecach. Rainie miała zamknięte oczy. Pogładził kciukiem jej powieki. - To łaskocze - mruknęła. Uśmiechnął się. - Otwórz oczy, Rainie. Spójrz na mnie. Zaufaj mi. Nie skrzywdzę cię. Posłuchała go. Nigdy nie widział podobnych oczu - szarych, zamglonych jak niebo o północy. Pochylił się niżej i nie odrywając od niej wzroku, pocałował ją w policzek. - Mówiłem ci już, jak bardzo podoba mi się twój profil? - zapytał cicho. - Ta uparta szczęka i te zdecydowane kości policzkowe... - Wyglądam jak z obrazu Picassa - powiedziała. - Rainie, jesteś najpiękniejszą kobietą, jaką znam. - Wreszcie ich usta się odnalazły. Tym razem westchnęła jednoznacznie. Objęła go rękami, a jej biodra zbliżyły się do jego bioder. Miała pełne wargi. Spodobało mu się to już za pierwszym razem, kiedy ją zobaczył. Dziwiła go sprzeczność wyrazu skromnej twarzy z tymi niezaprzeczalnie grzesznymi ustami. Mężczyźni marzą o takich ustach. Mężczyźni płacą pieniędzmi, piszą sonety, zaprzedają dusze za takie usta. Pomyślał, że nie mogła przeżyć trzydziestu dwóch lat, nie uświadamiając sobie swojej zmysłowości. W tym momencie dała mu to do zrozumienia. http://www.toyota-hybrydy.net.pl - Eee, Lorraine Conner. Pracuję z Quincym. - To nie było całkowite kłamstwo. - Proszę spojrzeć w stronę kamery i pokazać jakiś dokument. Uciekaj natychmiast - pomyślała Rainie - albo na zawsze zachowaj spokój. Odważnie popatrzyła w stronę obiektywu i pokazała licencję. Po chwili brama drgnęła i zaczęła się otwierać. Rainie ruszyła długim podjazdem. Przed drzwiami wejściowymi zjawiła się kobieta. Rainie wysiadła, nie czując się już tak dobrze jak przedtem. Kobieta miała czterdzieści lat, a może nawet trzydzieści. Trudno było powiedzieć, ponieważ poważna fryzura i surowy szary garnitur po prostu ją postarzały. Stała sztywno z założonymi rękami. Na nogach miała praktyczne czarne buty. Rainie pomyślała, że nie wygląda na gosposię. Nie była też w typie
Pustynna równina. Straszna susza. Malutki słoń, którego urodziła wyczerpana słonica. Niepewnie stanął na nogach, pokryty mazią i resztkami łożyska. Jego matka westchnęła i zdechła. Rainie była zbyt daleko, żeby mu pomóc. Po chwili krzyknęła: Biegnij, malutki, biegnij!, choć jeszcze nie wiedziała, czego może się obawiać. Urodzony przed godziną słoń pochylił się nad matką, szukając pokarmu. Sprawdź - Miałaś zginąć. - W twoim domu, z najnowocześniejszym systemem alarmowym, do którego ty znałeś dostęp. Jakby tego było mało, na łuskach pocisków wystrzelonych przez Alberta znaleziono twoje odciski palców. To by znaczyło, że Albert dobrał się do twojej amunicji podczas jednej z wizyt w domu. - Co?! - Był tak zaskoczony, że zapomniał się na chwilę i wykrzyknął: - Sukinsyn! Glenda zmarszczyła brwi. - Nie możesz tego powiedzieć - stwierdziła surowo. - Przykro mi - odparł natychmiast. - I przestań się wiercić. Znów ten guzik. Z trudem odsunął rękę. Spostrzegł swoje odbicie w lustrze i poczuł jeszcze większe zniechęcenie. Wydawał się spięty, zupełnie nie