Zacisnął pięści. Mógłby ją teraz zabić gołymi rękami. Nigdy w życiu do nikogo nie czuł takiej nienawiści, jak w tej chwili do tej kobiety. Dopiero teraz zrozumiał, do jakich ostateczności może posunąć się człowiek powodowany wściekłością.

- To - wskazała. Przechylił głowę, nadal nic nie rozumiejąc. - To - powtórzyła czerwona jak burak. - Chodzi ci o penisa? Teraz Gloria zdziwiła się nie na żarty. Penis? To się nazywa penis? - Mam takiego samego. Wszyscy chłopcy mają. Wszyscy chłopcy mają. Gloria zaniemówiła. Wdrapała się z powrotem na krzesło i zażądała albumu. Nie miała pojęcia, jak są zbudowani chłopcy. Chodziła do szkoły dla dziewcząt. Poza Dannym właściwie nie znała żadnych chłopców, nie licząc dalekich kuzynów, których prawie nie widywała. Matka powtarzała, że grzeczne dziewczynki nie zadają się z chłopcami, ale Gloria wiedziała przecież, że istnieją szkoły koedukacyjne - inne dziewczynki miały kolegów i przyjaciół. Widywała czasami, jak bawią się razem w pobliżu muru rezydencji, jeżdżą na rowerach, biegają po ulicach. Słuchała opowieści swoich koleżanek, które wcale nie były w jej mniemaniu niegrzeczne. Zamyśliła się. Ubodło ją, że mały Danny, przedszkolak, wiedział coś, o czym ona nie miała pojęcia. Na domiar złego zachowywał się tak, jakby każdy powinien o tym wiedzieć. Każdy, tylko nie ona. Danny jest chłopcem, przypomniała sobie raptem. Dlatego wie. Ale pewnie nigdy nie słyszał, jak są zbudowane dziewczynki. Uniosła dumnie głowę i zadała druzgocące pytanie. - Dziewczynki mają pochwę - odpowiedział bez namysłu, wprawiając Glorię w jeszcze większe osłupienie. - Skąd o tym wiesz? - Mama mi powiedziała. Chłopcy mają penisa, dziewczynki pochwę. Takimi nas stworzył Bóg. Zła i zmieszana, ściągnęła brwi. - A więc to żadna tajemnica? - No pewnie. - Danny pokręcił głową. - Wszyscy o tym wiedzą, no, prawie wszyscy - poprawił się szybko. - A mój kolega, Nathan, mówi na penisa „fiut”. - Fiut - powtórzyła, usiłując uporządkować zaskakujące informacje. Dlaczego matka nic jej nie powiedziała? Dlaczego bunia tak dziwnie się zachowała, kiedy Gloria próbowała dowiedzieć się czegoś wczoraj w muzeum? Nic z tego nie rozumiała. Nagle jej w głowie zrodził się śmiały pomysł. http://www.terazbudujemy.info.pl - To mój hotel, panie władzo, i mogę chodzić, gdzie mi się podoba. Nie zamierzając prowadzić sprzeczki z policjantami, odwróciła się na pięcie i ruszyła do wind. Wjechała na drugie piętro, skąd przechodziło się przeszkloną kładką do hotelowego garażu. W porównaniu z zamieszaniem w hotelu panował tu spokój i porządek. Grupka osób otaczała coś, co leżało na ziemi. Nie coś, tylko kogoś. Gloria wzdrygnęła się i przeżegnała. Biedna dziewczyna, pomyślała. - Przepraszam, tutaj nie wolno wchodzić – zatrzymał ją najbliższy ze stojących wokół policjantów. - Muszę rozmawiać z detektywem Santosem. Chciała go wyminąć, lecz policjant chwycił jej rękę. - Przykro mi - oznajmił głosem wykluczającym wszelką dyskusję. - Detektyw Santos jest w tej chwili zajęty. Musi pani zaczekać w hotelu. Gloria wyszarpnęła rękę. - Nazywam się Gloria St. Germanie. To mój hotel i muszę się widzieć z detektywem Santosem. Zaraz. Przez moment policjant miał taką minę, jakby zamierzał spierać się z Glorią, w końcu wzruszył ramionami. - Jak pani chce. Podszedł do stojącej nad ciałem grupki i po chwili Gloria zobaczyła twarz Santosa. Jej Santos.

Strząsnął jej rękę. Uparta jak osioł, tyle że o niebo ładniejsza, pomyślał. Pochlebiało mu jej zainteresowanie, imponował tupet. Ale co za dużo, to niezdrowo. - Wiem, do czego zmierzasz, Glorio St. Germaine, ale ja w to nie wchodzę. Gloria ściągnęła brwi. - O czym ty mówisz? O czym mówił? O Hope St. Germaine, oczywiście. Patrzyła na niego jak na śmiecia. Wyobrażał sobie, jak by zareagowała, gdyby zobaczyła teraz swoją córkę razem z nim. - Buntujesz się - rzucił krótko. - Przeciwko mamusi i tatusiowi. Przeciwko wygodnemu życiu. Chcesz czegoś dowieść, im i sobie. Chcesz być trochę lekkomyślna, chcesz odrobiny szaleństwa. Najłatwiej to osiągnąć, łapiąc takiego faceta jak ja. Sprawdź Kiedy zaś już postawił ją z powrotem na ziemi, domyśliła się z jego miny, że dzisiaj znowu usłyszy podniesione głosy rodziców. Tata będzie mówił mamie, że jest za surowa, a ona odpowie mu na to, że jest zbyt pobłażliwy i że przy jego wychowaniu Gloria wyrosłaby na pustą, rozkapryszoną dziewczynę. Kłótnie rodziców zawsze kończyły się w ten sam sposób - grobowym milczeniem. Pewnego razu Gloria podkradła się pod drzwi ich sypialni i zaczęła podsłuchiwać. Słyszała jęki taty, jakby coś strasznie go bolało, i śmiech mamy - triumfalny śmiech osoby, która wie, że panuje nad innymi. W pewnej chwili coś w sypialni upadło i uderzyło z łoskotem o podłogę. Gloria przerażona przemknęła czym prędzej do swojego pokoju, wskoczyła do łóżka i przykryła się kołdrą po sam czubek nosa. Zdyszana, z bijącym sercem czekała, że za chwilę wejdzie mama i znowu ją ukarze. Albo powie, że tata nie żyje. Co będzie, jeśli tata umrze? Nie, nie może umrzeć. Ona też wtedy umrze. Tamtej nocy już nie usnęła. - Skarbie? - Ojciec wziął ją pod brodę i spojrzał w strapioną buzię. - Wszystko w porządku? - Tak. - Szybko zwiesiła głowę, żeby nie zobaczył napływających do oczu łez. - Ja... byłam niegrzeczna, tatusiu. Przepraszam. Nie odpowiedział, lecz kiedy zerknęła na niego, zauważyła, że ojciec walczy ze sobą. Ze ma jej coś do powiedzenia, czego nie może wyartykułować. - Zerwałam trochę kwiatów w ogrodzie i dałam je panu Rileyowi - tłumaczyła. - On jest taki miły. Chciałam mu zrobić przyjemność, żeby się uśmiechnął, bo zawsze jest taki smutny. Naprawdę przepraszam, nie zrobię tego więcej. Ojciec przykucnął obok niej. - Nic się nie stało, skarbie. Mamy mnóstwo kwiatów w ogrodzie. To dobrze, że chcesz, by ludzie byli szczęśliwi. Powiedziałem mamusi, że możesz zrywać, ile tylko zapragniesz... i róż, i tulipanów, i żonkili. I dawać je, komu tylko zapragniesz. Mamusia nie wiedziała, ale teraz już wie. - Zacisnął wargi. - Rozumiesz, maleńka? - Rozumiem, tatusiu.