- Panno Gallant?

kie i zbutwiałe. Płot zbudowano dość dawno temu. Natar- ła swoją twardą głową na sztachety. Przeszkoda ustąpiła, rozlatując się na kawałki. Zielona Niania natychmiast uniosła się na tylnych ko- łach i wypuściła magnetyczne chwytaki. Wypełniała ją dzi- ka radość, wprost nie mogła opanować podniecenia. Go- rączka walki owładnęła nią bez reszty. Oba roboty zwarły się ze sobą i zaczęły tarzać się po ziemi, ciasno objęte chwytakami. Żaden z nich nie wy- dawał najmniejszego dźwięku, ani niebieska Niania fir- my Mecho-Products, ani mniejsza i lżejsza bladozielona Niania wyprodukowana przez Service Industries, Inc. Trwała zażarta walka. Masywny dziób usiłował dosięgnąć podwozia przeciwnika i uszkodzić delikatny system mo- toryczny. Zielona Niania próbowała przejechać ostrzem wieńczącym jej korpus po migających niespokojnie oczach wroga, których światło odcinało się wyraźnie od metalowej obudowy. Znalazła się w nieco gorszej sytu- acji, ponieważ był to model średniej klasy; drugi robot był znacznie od niej cięższy i lepiej wyposażony. Nie http://www.terapia-cranio-sacralna.info.pl/media/ - Jak śmiałeś? - zaczęła bez wstępów. - Jak śmiałeś przesłuchiwać moich pracowników w ten sposób? - Dzień dobry, pani St. Germaine. - Santos nie przestawał się uśmiechać. - Czemu zawdzięczamy przyjemność goszczenia pani? - Przestań się wygłupiać. - Oparła dłonie na biurku i nachyliła się ku niemu. - Zabroniłam ci rozmawiać z ludźmi z hotelu bez mojego pozwolenia. Dlaczego nie zastosowałeś się do moich instrukcji? - Pani mi zabroniła? Ja miałem się stosować do pani instrukcji? - Odsunę się trochę - mruknął Jackson. - Nie chciałbym oberwać. Santos posłał mu mordercze spojrzenie i wrócił do kłótni z Glorią. Jak ona oparł dłonie o blat biurka i również się nachylił, tak że teraz prawie stykali się nosami. - Po pierwsze, pani St. Germaine, nie ma pani prawa dawać mi żadnych instrukcji. Robię to, co uważam za konieczne, bo to ja prowadzę sprawę. Po drugie, rozmawialiśmy z Pete’em poza jego godzinami pracy w hotelu. To tyle. Gloria miała wypieki na twarzy. - To, że nie może pan znaleźć mordercy, nie oznacza, że wolno panu gnębić moich ludzi. Może zamiast prześladować Bogu ducha winnego chłopca, niech się pan ruszy zza biurka i znajdzie tego rzeźnika. W pokoju zrobiło się cicho jak makiem zasiał. Santos wstał zza biurka, podszedł do Glorii, stanął centymetr przed nią, lecz ona nie cofnęła się ani o krok. - A skąd bierze pani pewność, że ten chłopak nie jest naszym mordercą? Może rzeźnik, jak go pani określa, pracuje w pani hotelu? Wzruszyła ramionami z lekceważeniem. - To śmieszne. Pete to dzieciak. Odpowiedzialny, wzorowy pracownik.

- Dużo więcej - roześmiała się, a on wsunął palce między jej uda. Zadrżała, czując, że przenika ją fala gorąca. Położył się na niej, szepcząc, jak jest piękna i jak uwielbia najtajniejsze zakątki jej ciała. Potem wniknął w nią głęboko. - Proszę cię, proszę... - powtarzała. - Weź mnie ze sobą! - zawołał, widząc, co przeżywa. Rozkosz pozbawiła ich na moment świadomości. Z trudem chwytali oddech. - Klara! Sprawdź - Lord Kilcairn uprzedził, że nic nie może opuścić domu, póki on tego nie zobaczy. - Rozumiem - powiedziała spokojnie. List i tak był przeznaczony bardziej dla Luciena niż dla Emmy Grenville. Po wyjściu służących zaczęła spacerować w tę i z powrotem po piwnicy, myśląc usilnie, czego jeszcze zażądać. W końcu ktoś zostawi drzwi otwarte. W pewnym momencie jej wzrok padł na okno. Znajdowało się pod samym sufitem, było bardzo małe i ocienione od zewnątrz przez winorośl, tak że do środka wpadało niewiele światła. Nasłuchiwała przez chwilę, po czym zaniosła krzesło pod ścianę i stanęła na nim, ale sięgnęła tylko dolnej framugi. Obmacawszy stare drewno, stwierdziła, że dałoby się je wypchnąć. Zeszła na podłogę i rozejrzała się za jakimś narzędziem. Niestety Lucien usunął wszelkie przedmioty, które mogłyby jej pomóc w ucieczce. Po latach poświęconych na zdobycie niezależności wiedziała jednak, że nie wolno jej się poddać. Podeszła do kufra. Pod ubraniami i butami znalazła ozdobną spinkę do włosów,