rozświetlone promieniami porannego słońca. Na nawadnianych przez kanały i rozpryskiwacze łąkach pasło się

towarzystwie rozlicznych wizerunków Syna Bożego. - I pamiętać o zamknięciu drzwi. Nie chcemy, żeby ktoś pod86 słuchał to, co mam do powiedzenia. Nacisnął osłabionymi palcami klawisz „mute” na telewizorze. Katrina nie sprzeczała się z nim. Podeszła do drzwi, omiotła korytarz fachowym spojrzeniem, przekonała się, że nikt nie czyha w pobliżu, a potem stanowczym ruchem zamknęła drzwi. Zadowolona, że są sami, wzięła jedyne, niewygodne krzesło w sali i przysunęła je do łóżka. Usiadła, uruchomiła dyktafon i ostrożnie położyła go między dwiema małymi figurkami klęczących pasterzy. - Mam dużo pytań - powiedziała. - Głównie o tę noc, kiedy zginął Ramón Estevan. - Ale to nie wszystko? - Nie. Porozmawiamy o tej nocy, oczywiście, to bardzo ważne. Będę chciała się dowiedzieć, kiedy dotarł pan do sklepu i co pan robił, kogo pan widział, co podsłuchał, ale zacznę od ogólnego tła. - Wyciągnęła notes i pióro, żeby zanotować jakieś osobiste wrażenia, podczas gdy dyktafon nagrywał rozmowę. - Na przykład? - Hm, ze względu na moje badania przede wszystkim potrzebuję informacji o atmosferze tego miasta, więc musi mi pan powiedzieć wszystko, co pan pamięta na temat Bad Luck, sędziego Cole’a i jego córki Shelby. Caleb szybko zamrugał oczami. - Sędziego Cole’a? Po co? On nie przewodniczył sprawie o morderstwo. A co do jego córki Shelby, myślę, że nie było jej w mieście, kiedy to się zdarzyło. - Zapewne tak, ale proszę mnie wysłuchać. To moja historia i to, o co proszę, jest niezbędne, żebym właściwie ją opowiedziała. Proszę mi wierzyć. Sędzia był żonaty, tak? - Nie, w tamtym czasie nie. Ale był żonaty wiele lat wcześniej. Z Jasmine Falconer. Ładna dziewczyna była z tej http://www.terapia-cranio-sacralna.info.pl Monty patrzył na nia z okrutnym usmiechem. - Spróbuj tylko, dziwko. Kylie opusciła rece. - Czego... czego chcesz? - Wszystkiego, Marla. Tak jak ty. Absolutnie, kurwa, wszystkiego. - Przesunał wzrokiem po jej ciele. - Tego, co mi sie nale¿y. 451 Ogarneły ja mdłosci. - To ty próbowałes mnie zabic. Wyskoczyłes przed mercedesa Pam, tam, na drodze, a potem byłes w szpitalu i w mojej sypialni. Dodałes mi czegos do soku. - Tak, to było naprawde niezłe. Musiałem wejsc do

sprawdziła, jak sie pani czuje, i zapytała o kolacje. Przestraszyłam sie troche, kiedy nie zastałam pani w sypialni. - Wszystko w porzadku, czuje sie dobrze. Wzglednie dobrze. Teraz wszystko jest wzgledne. - Marla spojrzała na ekran komputera. - Pewnie nie znasz mojego hasła? - Niestety nie. - Carmen potrzasneła głowa. - Nie Sprawdź - Zgadza sie. - Dlaczego? Nick usmiechnał sie szeroko, tym swoim usmiechem, który mówił wyraznie: „Lepiej ze mna nie próbuj”. Marla ju¿ dobrze go znała. - Có¿, sadze, ¿e w koncu poddałem sie presji rodziny. - Czyjej konkretnie? - Mojej matki. Mojego brata. Paterno uniósł brwi. - Nie wyglada mi pan na goscia, który pozwala sie komukolwiek wodzic za nos. - Zale¿y, kto mnie wodzi - powiedział Nick, ciagle sie usmiechajac, ale w jego oczach zapaliły sie wyzywajace