– Dawne sprawy. Dzisiaj spotykam się ze starym kumplem z policji.

Woda rozprysła się dokoła, zmoczyła jej ręce. Kamera i czerwone światełko nagrywania nawet nie drgnęło. – Świetnie. – Usiłowała przepchać dzbanek między prętami, ale nie było to możliwe, nawet gdy ściskała go, by stał się węższy. Zamachnęła się, wyciągała ręce, usiłując dosięgnąć kamery. Nie. – Cholera. Zdeterminowana po raz kolejny rozejrzała się wokół i jej wzrok zatrzymał się na albumie. Oprawiony w sztuczną skórę, pełen zdjęć, wycinków z gazet, foliowych przekładek. Był zbyt gruby, by go przeciągnęła między prętami. Co nie znaczy, że nie może go podrzeć i jakoś wykorzystać poszczególnych stron. Z sercem na ramieniu wyciągnęła rękę po album. Musnęła go palcami. Przywarła barkami do krat. Zacisnęła zęby, zmusiła się od większego wysiłku i położyła na nim opuszki palców. Nacisnęła, ale spocony palec się ześlizgnął. Znów przeszył ją kolejny ból. Skrzywiła się. – Cholera. Uparcie ponawiała próby, wyciągała rękę, dotykała albumu, przyciągała go do siebie. Nad jej głową dudniły kroki porywaczki. Przesuwa coś, szykuje się. Przygotowuje śmierć O1ivii i jej dziecka. Nie! Nie będzie myślała o niczym poza ucieczką. I nie przerazi się skurczów, które sprawiały, że skręcała się z bólu. – Wytrzymaj – powtarzała sobie, nie wiedząc, czy mówi do siebie, czy do dziecka. http://www.ten-ortodonta.org.pl/media/ Skręciła na podjazd, rozpryskując wodę z kałuży pozostałej po porannym deszczu. Zostawiła samochód w garażu i weszła do domu, gdzie Bryan Adams na całe gardło śpiewał hit z lat osiemdziesiątych. Jej mąż, w koszulce i szortach, ćwiczył na przenośnym atlasie. Spojrzał na nią, gdy stanęła w progu. – Cześć, Rambo – zażartowała. Roześmiał się. A to ostatnimi czasy rzadkość. – We własnej osobie. Właśnie skończył serię ćwiczeń na nogi, był skupiony i spięty. Patrzyła na napięte mięśnie jego ud. Od trzech tygodni, czyli kiedy usłyszał od szefowej, że może pomyślałby o emeryturze, ćwiczył ze zdwojonym wysiłkiem, rozpaczliwie walczył o odzyskanie dawnej formy. Najczęściej chodził tylko o lasce, bez kuli, choć momentami odrzucał i ją, tak jak wtedy, gdy zaczynał rehabilitację i miał chodzić o kuli. Ignorował ostrzeżenia lekarzy i

życie. A co to za pomysł? Wiedziałaś, w co się pakujesz, wychodząc za pracoholika. Z westchnieniem zamknęła oczy zdecydowana, że odpręży się ponownie zaśnie. I rzeczywiście, zapadała w drzemkę, gdy zadzwonił telefon. Uśmiechnęła się do psiaka: – On pewnie też nie może spać. Podniosła słuchawkę. – Cześć. – W jej głosie słychać było uśmiech widoczny na twarzy. Sprawdź Przycisnęła dwa palce do skroni. – To nie może poczekać do rana? – Gdyby mogło, nie byłoby mnie tutaj. – No dobrze. – Westchnęła ze znużeniem i skinęła głową. – Daj mi chwileczkę, dobrze? – Znowu zniknęła za drzwiami. Bentz przechadzał się po kantorku, przyglądając się ulotkom reklamującym wyprawy wędkarskie, wycieczki do studiów filmowych i muzeów. Liczył, że jego odznaka wywołała odpowiednie wrażenie. Nerwowo bawiąc się monetami w kieszeni, podszedł do wielkiego okna i wyjrzał na zewnątrz. Na parkingu stało tylko kilka samochodów. – No dobra, proszę. – Rebecca podała mu wizytówkę. – Tylko jeden numer – dodała. – Bo tylko raz do mnie dzwoniono. Dzięki. – Spojrzał na rząd cyfr. Numer miejscowy. – Nie ma sprawy – zapewniła bez przekonania. – Coś jeszcze? – To wszystko.