przegrywa. Sam zaczyna się podkładać. Chodzi do miejsc, w których bywa

Teraz Glenda poczuła się lepiej, jakby powoli zyskiwała przewagę. Wiedziała, że miejsce zbrodni na Society Hill nasuwa pewne wątpliwości. Quincy sam powiedział, że w końcu uznają go za głównego podejrzanego. Montgomery wypowiadał głośno obawy, które i ją dręczyły. Nie chciała tego słuchać. Dlatego przeszła do natarcia. - Spaprałeś sprawę Sancheza... - Popełniłem błąd. - Dzięki Quincy'emu nie straciliśmy twarzy. - Nigdy nie twierdziłem, że jest złym psychologiem. - Daj spokój! Wszyscy wiedzą, że go obwiniasz. Już sama czkawka po spapranej robocie jest nie do zniesienia, a co dopiero świadomość, że inny agent zgarnął wszystkie pochwały. Albert, ile razy każdego wieczoru powtarzasz to w myślach? Jak często rozpamiętujesz szczegóły tamtej sprawy i czujesz, że za każdym razem twoja nienawiść do Quincy'ego rośnie coraz bardziej? - Popatrzyła stanowczo na Montgomery'ego. Ten spuścił głowę. - Chciałeś, żeby to się stało - rzuciła mu wyzwanie. - Idealna okazja, żeby się zjawić i storpedować karierę Quincy'ego. - Nie. - Tak! http://www.techmed.net.pl/media/ – Śmigłowiec? – rzuciła Rainie z nadzieją w głosie. – Wezwaliśmy siedem minut temu. Pewnie trzeba by jeszcze czekać z pięć minut. – Cholera – Cunningham był bliski histerii. – Powstrzymajcie krwawienie. Zróbcie coś dla niego. On umiera, nie widzicie? – Błyskawicznie zdarł z siebie beżową koszulę, którą z taką dumą kupił przed dwoma miesiącami. – Macie, może się przyda. – Nie wystarczy – jęknął Walt. – Ranę trzeba mocno zabandażować. – Schowek woźnego – zawołała Rainie. – Tutaj. Może coś znajdziemy. – Chusteczki higieniczne – podchwycił Walt. – Mogą zdziałać cuda! Chuck był najbliżej. Złapał za metalową gałkę i pociągnął mocno. Drzwi ani ruszyły. Uderzył w nieotwartą dłonią. Bez rezultatu. Wtedy sięgnął po broń. – Jezus Maria! – Rainie dopadła Chucka i zanim zdążył strzelić, wytrąciła mu pistolet z ręki. Czuła jak narasta w niej wściekłość. – Cholera jasna. Nigdy mi tego nie rób! Nie na miejscu przestępstwa, gdzie możesz zniszczyć dowody i nie w budynku, gdzie wszyscy

Rainie miała dostęp do baz danych policji i FBI. Quincy i Rainie woleli czekać na wiadomość od Mitza w jej mieszkaniu. Podział pracy miał sens. Jeśli jednak istniały jakieś inne motywy, to nikt o nich nie wspominał. Quincy okrążył kanapę, zatrzymując się w promieniach słońca. Lubił czuć ich ciepło na twarzy. Zamykał oczy i wtedy jego mięśnie się rozluźniały. Robił głęboki wdech i wmawiał sobie, że to kiedyś minie. W ostatnich Sprawdź - Wyprostował się trochę. - Cholera! Ktoś pogrywa sobie na mnie jak na jakichś pieprzonych skrzypcach! Rainie zamrugała. - Kiedy zacząłeś przeklinać? - Wczoraj. Zaczynam do tego przywykać jak do nikotyny. - To ty palisz? - Nie, ale nadal żywię wielką miłość do metafor. - Mówię poważnie. Przestajesz nad sobą panować. - A ty najwyraźniej nadal żywisz wielką miłość do niedopowiedzeń. - Quincy... - Rainie, co się dzieje? - spytał całkiem nowym głosem. - Nie możesz znieść, że mimo wszystko jestem człowiekiem? Wstała od stołu, nie wiedząc, co robi. Jej dłonie zacisnęły się w pięści,