Do baru weszło kilku me¿czyzn, zamówili po piwie i

- Po prostu smutno mi z powodu Aloise. Ona jest... przyjaciółką i krewną. To było coś nowego. - Jesteś spokrewniona z Estevanami? - Si. No, nie z rodziną Ramóna. - Lydia wykrzywiła usta, jakby zjadła coś kwaśnego. - Ten to... był tirano. - Szybko zrobiła znak krzyża na wydatnym biuście. - Tyranem? - Si. Gorzej. On zawsze był szefem. Wszystko musiało być tak, jak on zarządził. A jak nie, to wtedy on... reventar, wybuchał jak wulkan i szalał ze złości. - Złapała się za głowę, jakby chciała go naśladować albo modlić się do Boga. - Ten Ramón nie był miłym człowiekiem. Ale... - przechyliła głowę i promienie słońca wpadające przez okna jadalni rozświetliły siwe pasma jej włosów - ...Był mężem Aloise, a ona jest kuzynką Pabla, mojego szwagra. - Pabla, tego ogrodnika? - zapytała Shelby, opierając się o ścianę i sącząc kawę. Jak mogła przeoczyć taką informację? Dlaczego nie zwróciła na to uwagi? - Si. - Lydia zabrała wazon z usychającymi kwiatami, które nagle wydały się Shelby obrzydliwe. Doszła do wniosku, że ojciec wynosił na piedestał kobietę, której nie zawsze był wierny, nie z miłości, ale z poczucia winy. - Aloise i ja wychowywałyśmy się razem w tej samej wiosce w Meksyku, niedaleko Mazatlan... słyszałaś o tym kurorcie? Leży nad oceanem. - Tak. - Później wszystkie rodziny się przeprowadziły. Bliżej granicy - tłumaczyła Lydia. - Ale to było bardzo dawno temu, kiedy obie byłyśmy jeszcze dziewczynkami. http://www.szkoleniestomatologow.pl - Mo¿e, kiedy odzyska pamiec, powie nam, dlaczego to zrobiła. - Mo¿e. - Alex strzepnał popiół na chodnik i spojrzał w strone wzgórza, gdzie za wiktorianskimi kamieniczkami Haight Street stała rezydencja Cahillów, budynek, który kiedys, jako dzieci, nazywali domem. Nick nie miał nic 109 przeciw temu, ¿eby to Alex miał teraz ten dom, wraz ze wszystkimi łaczacymi sie z tym problemami. Alex wrzucił niedopałek do scieku, czerwona iskierka szybko zgasła. Samochody wyprzedzały jadacego ulica rowerzyste. - ¯ałuje, ¿e nie poznałem Pam - powiedział Alex. - Mo¿e

- Chciałeś powiedzieć: bezpodstawnie osądzili. - Miał szansę oczyścić swoje imię. Nie skorzystał z niej. Niektórzy uważają, że wiedział o śmierci Ramóna więcej, niżby to wynikało z jego zeznań. - Czyżby? - Pomyślałem, że trochę go przycisnę i zobaczę, czy się złamie. - Nie złamie się. Sprawdź usłyszec, ¿e wszystko bedzie w porzadku. - Tego, niestety, nie umiem przewidziec. - Doktor Robertson zmarszczył brwi i potrzasnał głowa. Jesli to nie nastapi szybko, pomyslała, strace rozum - a w ka¿dym razie to, co jeszcze z niego zostało. - ¯ałuje, ale nie umiem odpowiedziec na to pytanie. - Ja równie¿. - Musi pani uzbroic sie w cierpliwosc. Dac sobie czas. - Chyba mam ju¿ dosc słuchania o czasie i cierpliwosci? - Mo¿e zna pani sama siebie lepiej, ni¿ sie pani wydaje. - Problem w tym, doktorze - odparła Marla, patrzac mu prosto w oczy - ¿e ja zupełnie siebie nie znam. Zgodnie z zapowiedzia do pokoju wpadła pielegniarka,