213

– Dobrze. Do zobaczenia. Wkrótce. – Już nie mogę się doczekać. Kocham cię. – A ja to co? I znowu przeklęte łzy pod powiekami. Zduszone emocjami gardło utrudniało mówienie: – Może wreszcie to się skończy. Chwila ciszy w słuchawce. – Nie wiem, czy to się kiedykolwiek skończy. – Rozłączył się. – Rick... – Za późno. Stała pośrodku lotniska z komórką w garści i czuła się jak idiotka. I znowu chciało jej się płakać. Tak nie może być, niech szlag trafi emocje i hormony. W takim stanie nie może normalnie funkcjonować. Jest dorosłą kobietą, wkrótce zostanie matką. Zacisnęła usta i ruszyła dalej. Po raz pierwszy, odkąd stanęła w Kalifornii, poczuła przypływ determinacji – przetrwa to. Powtarzała sobie, że zmierzy się z każdym wyzwaniem, nieważne, co to będzie. – Proszę bardzo – szepnęła. Schowała telefon do kieszeni, włożyła okulary przeciwsłoneczne. – Jestem gotowa. No dalej, dalej, odbierz ten cholerny telefon. Obserwuję pasażerów, jak wlewają się do terminalu, tłoczą, przepychają w poszukiwaniu bagaży. Hałaśliwi, nieświadomi mojej obecności, zaganiają dzieci i pilnują laptopów i jednocześnie nie spuszczają z oczu taśm, na których kręcą się torby. Gdzie ona jest? http://www.szfalnia.pl Potem przewieziono go na posterunek w Torrance, gdzie przez trzy godziny czekał i odpowiadał na pytania. Porucznik wyjaśnił, że muszą go sprawdzić, upewnić się, że na pewno pracuje w policji w Nowym Orleanie, że ma pozwolenie na broń. Choć odnoszono się do niego z szacunkiem i profesjonalnie, Bentz był zły, że znalazł się w pozycji podejrzanego. Kilka godzin później porucznik oznajmił, że jest wolny. Najwyższy czas, pomyślał Bentz, odebrał broń, podpisał dokumenty. Kiedy usiadł za kierownicą, a Hayes zajął fotel pasażera, minęła druga nad ranem. – Bardzo proszę, zrób mi przyjemność i opowiedz wszystko jeszcze raz – poprosił Hayes, ściągając Bentza na ziemię. Mknęli autostradą w ciemności. Bentz uchylił okno, do wozu wpadło orzeźwiające nocne powietrze. Dzięki niemu nie zaśnie. – Opowiedz mi wszystko, zacznij od konkretów. – Najpierw zadzwoniła Lorraine Newell, przyrodnia siostra Jennifer. – Bentzowi rzygać się chciało od powtarzania w kółko tego samego, ale skoro Hayes chce go posłuchać,

mu więcej, niż się spodziewał, ale i tak nie sądził, żeby Jennifer się z nią kontaktowała. Odnalazł kierowcę autobusu, w którym, jak sądził, widział Jennifer. Kierowca, kobieta koło pięćdziesiątki o siwych, nastroszonych włosach i znudzonym wyrazie twarzy, nie przypominała sobie nikogo podobnego do Jennifer. Oczywiście nie miała pewności, ale twierdziła, że kobieta ze zdjęcia nie należy do stałych pasażerów jej linii. Kolejny ślepy zaułek. Sprawdź dzwonkiem. – Cześć – zaczął. Wydawał się zadowolony, że ją słyszy. A może to ulga? – Cześć. – Co słychać? – Tak tylko dzwonię – odparła. Powiedz mu. Teraz. Nie musisz czekać, aż wróci. Niech wie, że jesteś w ciąży. Podkreśl, że bez względu na jego reakcję bardzo się z tego cieszysz, że już oglądasz ubranka i zastanawiasz się, gdzie postawicie kołyskę. – Co robisz? – Jadę do San Juan Capistrano. – Do misji? Po co? Szukasz duchów? – zażartowała i przypomniała mu, że jaskółki co roku wracają do San Juan Capistrano. – Nie wiedziałam, że kręci cię podglądanie ptaków.