tego Amerykanin... Niełatwo mu, powinnyście o tym pamiętać.

znaczy, że powie mu wszystko. - No to powiedz „tak" - naciskał. -Ja... - Shey, chciałem wyjechać, ale po prostu nie mogłem się na to zdobyć. - Obiecałeś, że wrócisz do domu z narzeczoną i teraz próbujesz mnie namówić, by wyjść z tej historii z twarzą. - Nie chodzi o obietnice, jakie dałem ojcu. Chodzi o ciebie. Chcę, byś pojechała ze mną. Owszem, przyjechałem po narzeczoną. Przyjechałem po ciebie. Tylko wcześniej nie miałem o tym pojęcia. - Nie mogę być księżną - powiedziała cicho Shey. - Nie ma sprawy - odparł, wzruszając ramionami. - W takim razie ja zrezygnuję z tytułu. - Nie możesz tego zrobić! - obruszyła się. - Oczywiście, że mogę. Tak jak Parker. - Już raz o tym rozmawialiśmy. Ona ma brata. Ty jesteś jedynakiem i następcą tronu. To zupełnie inna sytuacja. - Co z tego? Mam kuzynów, którzy bardzo chętnie mnie zastąpią. - Ujął ją za rękę. - Nie widzisz, że dla mnie to bez http://www.stomatologia-krakow.edu.pl/media/ Za drzwiami znajdowało się ogromne, nisko sklepione pomieszczenie. Pod jedną ścianą stały puste półki na wino, ze sklepienia kapała wilgoć. - Wszystko w porządku. - Lorenzo podążył wzrokiem za jej zaniepokojonym spojrzeniem na sufit. - Tu jest zupełnie bezpiecznie, a chłód, chociaż nieprzyjemny, też ma swoje zalety. Więziono tu przez pewien czas pierwszego męża mojej babki - dodał w zamyśleniu. - Był przeciwny Mussoliniemu i popełnił błąd, mówiąc to głośno. Został więc uwięziony i torturowany w swoim własnym domu. Moja babka nigdy się z tym nie pogodziła. Często mi o tym opowiadała. Gdyby miała wybór, wolałaby zamieszkać w jakimś konwencie, ale przyrzekła mężowi, że zostanie w Castillo. Jej małżeństwo z moim dziadkiem zostało zaaranżowane przez jej pierwszego męża, kiedy umierał z powodu urazów zadanych podczas tortur. Ukradziono wtedy z Castillo wiele dzieł sztuki i opróżniono półki z wina. Ale jednego skarbu nie mogli zabrać. Jodie rozejrzała się w niedowierzaniu po zimnym, podziemnym pomieszczeniu. - Tutaj jest coś cennego? Lorenzo potrząsnął głową. - Nie tu. Chodźmy. - Poprowadził ją do małych drzwi, które otwierały się na kolejne schody. - Wiodą do głównego salonu - wyjaśnił. - Do apartamentu Cateriny? - zapytała Jodie niespokojnie. - Caterina zajmuje apartament babki, przylegający do salonu, dlatego używam właśnie tych, a nie głównych schodów. Osiągnęli szczyt schodów i następne drzwi. - To właśnie tutaj, ukryta pod tkaniną, którą pierwszy mąż mojej babki ozdobił ściany, znajduje się seria malowideł ucznia Leonarda. Zdaniem mojej babki w ich tworzeniu uczestniczył sam mistrz. Wprowadził ją do dużego pokoju o ścianach pokrytych zielonym jedwabiem. Pomieszczenie wyglądało na zaniedbane, zapach kurzu mieszał się z lekkim aromatem róż. - Książę obawiał się, że ludzie Mussoliniego będą rościli pretensje do Castillo ze względu na te malowidła, więc je ukrył. Marzył, by pewnego dnia przywrócić im dawną świetność. Nasza rodzina jest duża, niektórzy jej członkowie uważają, że Castillo powinno zostać sprzedane, a zyski rozdzielone. Babka chciała zostawić Castillo mnie, ponieważ wiedziała, że w jej imieniu wypełnię obietnicę, którą złożyła swojemu umierającemu pierwszemu mężowi. - W takim razie skąd ten warunek, że musisz się ożenić? - To sprawka Cateriny. Moja babka była bardzo dobra i o innych myślała tylko dobrze. Caterina wykorzystała moment po śmierci Gina, żeby przekonać babkę, że byliśmy sobie przeznaczeni i że pragnę ją poślubić. To awanturnica, której małżeństwo z Ginem dało pewną pozycję społeczną. Chciałaby wznieść się jeszcze wyżej dzięki małżeństwu ze mną. Jedyne, co się dla niej liczy, to pieniądze i pozycja.

oświadczył, że w tej chwili nie ma nic więcej do powiedzenia. Karolina przyznała mu rację i dodała, że jeśli Matthew nie ma nic przeciwko temu, wolałaby to rozegrać po swojemu. Nie miał - pod warunkiem, że Karolina naprawdę się tym zajmie. Dziewczęta wróciły ze szkoły o zwykłej porze, spędziły jakiś czas z matką, potem poszły się przebrać i odrabiać lekcje. Wreszcie Sprawdź - Jesteś pewna, że nie trzeba lekarza? - Nagle coś mu przyszło do głowy: - A kark jej nie sztywnieje? - Nie, dzięki Bogu. - Od razu się domyśliła, że chodzi mu o zapalenie opon. - Pytałam ją, oczywiście. I wysypki też nie ma. - Więc pewnie to grypa. - Albo jakiś inny wirus. Podszedł do drzwi. - Co powiesz na herbatę? - Pójdę teraz do Flic i trochę przy niej posiedzę. - Jasne, przyniosę wam obu. - To byłoby miłe. Naprawdę mi przykro, wiesz? Szkoda tego weekendu. - Mnie także, ale powiem im o Flic. Raczej nie będą za mną