rozumiała.

Świetnie. Biegł nadal, zaciskając zęby. Gonił ją, skrzywiony z bólu, kulał przy każdym kroku, ale pokonywał kolejne zakręty ścieżki. Cały czas miał przed oczyma jej głowę, ciemno-rude włosy lśniły w słońcu. – Stój! – zawołał przez wiatr. Ale nie zwracała na niego uwagi, zbiegała ze wzgórza niebezpieczną ścieżką. Przeklinając własną głupotę, szedł za nią. Wiedział, że ona się oddala, ale na plaży to nadrobi. Pas piasku u stóp klifu był wąski, z jednej strony kipiały morskie fale, z drugiej wznosiła się skalna ściana. Dotrzeć na plażę można było jedynie wąską ścieżką. Tam, na dole, już mu nie ucieknie. Nie będzie miała wyjścia. Aresztuje ją i zaciągnie na policję. Nie zwracając uwagi na ból w nodze, schodził coraz niżej. Niemal stracił ją z oczu. – Co ty wyprawiasz? – zapytał na głos. Zacisnął usta. Zobaczył, jak schodzi ze szlaku. Kierowała się w stronę barierki – urwisko było tu tak strome, że zabezpieczono je barierką. Turyści podziwiali stąd morską kipiel, znaną jako DeviPs Caldron, Diabelski Kocioł. Doganiał ją. Doszła do platformy widokowej. Dysząc ciężko, zmusił się do jeszcze większego wysiłku. http://www.spwitow.pl/media/ Dziwne. Przecież słyszała, jak wracały... Otarła pot z czoła i zajrzała do pokoju Kim. Pusty. Trzask! Dziwny odgłos. Stłumiony. IPod się zaciął? Wyszła z pokoju Kim, zamknęła za sobą drzwi, wróciła do saloniku. Po drodze wyczuła w powietrzu zapach dymu papierosowego. Nic wielkiego. Wszyscy palą. Trzask! Za jej plecami? W korytarzu? Przeszył ją strach. – Kim?

Olivią. Żądanie okupu? Czy coś gorszego? Było mu słabo, z trudem koncentrował się na drodze do Culver City. Czas jakby stanął w miejscu, strach wypalał mu dziurę w żołądku, ale dziesięć minut po rozmowie telefonicznej wjechał na znajomy, popękany parking, zgasił silnik i pobiegł do recepcji. Rebecca czekała. Koperta leżała na kontuarze, zaadresowana tym samym pismem, co poprzednia ze Sprawdź – Zrobimy to. – Dobrze. Przekonacie się wtedy, że wczoraj wieczorem rozmawiałem z żoną, która jest w Nowym Orleanie. Nadajnik w okolicy pewnie wychwycił sygnał. Jezu, co ja robię. Nie muszę się tłumaczyć. Hayes machnął ręką. – Pomyślałem tylko, że wolałbyś usłyszeć to ode mnie. Bentz w pierwszej chwili nie odpowiedział, starał się opanować gniew. Rzeczywiście nie ma sensu zabijać posłańca przynoszącego złe wieści. – Powiem to raz: nie byłem wczoraj u Shany, o czym się dowiesz, gdy sprawdzisz jej alarm. Żyje jak jakaś gwiazda. Czy ktoś już go sprawdził? Przejrzał zapis z kamer? – Robią to teraz. – Dobrze, bo mnie tam nie było. A skoro już się widzimy, może sprawdzisz też informacje, które ci przesłałem, srebrny wóz, tablice rejestracyjne. Ktoś mnie wrabia,