- Ależ to okropne! Co robić? - zatrwożyła się Adela. - Moja siostra bierze u niej lekcje. U takiej kobiety!

Zesztywniała. Ten ton przewagi w jego głosie, to widoczne rozbawienie... Nie namyślając się długo, wskazała mu drzwi. - W takim razie proszę wyjść. - Nie wydaje mi się, żeby naprawdę pani tego chciała. - Nieproszony, postąpił kilka kroków i rozejrzał się z ciekawością. - Miła chatka. Hope zacisnęła dłonie. Pomyśleć, że musi go znosić tylko dlatego, że jest oficerem policji. W przeciwnym razie mogłaby go... - Nie mam panu nic do powiedzenia - wycedziła. - Zobaczymy. - Zajrzał jej w oczy, spoważniał. - Wiem o czymś, co na pewno panią zainteresuje. - Wątpię, czy cokolwiek, co pan ma do powiedzenia, może mnie zainteresować. - Splotła ręce na piersiach. - Ale skoro pan nalega, daję panu minutę. - Rzeczywiście, nalegam - uśmiechnął się krzywo. - Słyszała pani, że Lily umarła? - Owszem - powiedziała tonem, który miał nie pozostawiać wątpliwości, jak mało ją to obchodzi. Santos zacisnął wargi. - Zostawiła Glorii w spadku dom. Dom, w którym się wychowałaś, Hope St. Germaine. O tym też już wiesz? Wiedziała. Gdy Gloria powiedziała jej o tym, pomyślała, że najchętniej zabiłaby Victora Santosa za wszystko, co przeciw niej zrobił. Nadal zresztą miała ochotę go zabić. Opanowała ją bezradna wściekłość. Całe życie chroniła córkę przed grzesznym dziedzictwem Pierron, a teraz przez tego śmiecia, przez to, że wtykał nos w nie swoje sprawy, Gloria została właścicielką gniazda grzechu! - Ja otrzymałem całą resztę. - Słyszałam - prychnęła. - Żadna nowina. Jeżeli to już wszystko... - Spojrzała niecierpliwie na zegarek. - Z przyjemnością stwierdzam, że pana czas się skończył. Ruszyła do wyjścia, złapała za klamkę i gwałtownie otworzyła drzwi. Santos nadal stał bez ruchu. http://www.revelare.pl/media/ - Mnie też jest przykro - szepnęła Arabella. - To również moja wina. Młodzieniec obejrzał się za siebie i widząc nadchodzącego markiza, co sił w nogach pobiegł w drugą stronę. - A teraz, lady Arabello, proszę doprowadzić się do porządku - ponagliła Clemency. Pomogła jej wstać i strzepać resztki paproci z sukni i włosów. - Gdzie pani kapelusz? Arabella poprawiła bluzkę i potrząsnęła suknią. Nagle, jakby przytłoczona nazbyt wielkim ciężarem, opadła na ziemię i wybuchnęła płaczem. - Bawiliśmy się ze sobą jeszcze jako dzieci - łkała. - Dlaczego musiał to wszystko zepsuć? Przynosił mi kijanki i pomagał łapać cierniki. Clemency pogłaskała ją po włosach. - Kiedy mnie ostatnio pocałował, zachowywał się całkiem przyzwoicie - skarżyła się Arabella. - Więc postanowiła go pani jeszcze trochę pozwodzić - zasugerowała Clemency, ale objęła ją ramieniem i uścisnęła serdecznie. - Moja droga, musi pani wiedzieć, że to niebezpieczna gra, szczególnie jeśli chodzi o młodych mężczyzn. Przypuszczam, że jest teraz równie zawstydzony jak pani. Zbliżał się markiz; kiedy znalazł się dziesięć metrów od nich i usłyszał płacz Arabelli, zorientował się, że dzieje się coś niedobrego. Zaniepokojony, przyspieszył kroku. - Nie powie mu pani, dobrze? - szepnęła Arabella. - Nie będę musiała - odparła oschle Clemency. W istocie, wystarczył mu jeden rzut oka na siostrę, na jej pogniecioną, brudną halkę i widoczny ślad po ukąszeniu miłosnym, by zrozumiał. Ogarnął go rosnący gniew. - Gdzie on jest? - krzyknął ze wściekłością do Clemency.

Choć na wieszaku wyglądała nieciekawie - zwykła plątanina bezkształtnego jedwabiu - ożyła z chwilą, gdy Willow ją włożyła. Materiał przylegał we wszystkich odpowiednich miejscach, a morska zieleń wydobywała blask oczu. - Wygląda, jakby została uszyta dla ciebie, Willow! - zachwyciła się Camryn. - Ale powinnaś upiąć włosy. Jeżeli pozwolisz, Sprawdź Na jej widok uśmiechnął się przyjaźnie. - Cześć, Willow. Zaczerwieniła się. - Przykro mi bardzo, że szwagierka zmusiła pana do zwracania się do mnie po imieniu. To naprawdę nie jest konieczne... - Ależ Camryn obraziłaby się na mnie śmiertelnie, gdybym R S odważył się powrócić do oficjalnej formy. - Wskazał na kubek, który trzymała w dłoni. - Co pijesz? - Gorącą czekoladę - odpowiedziała, wstając ze swojego miejsca za stołem. - Może też masz ochotę? Pokręcił przecząco głową. - Nie, dziękuję. Zjadłem późną kolację i wypiłem stanowczo