oczy, grubo obwiedzione czarnym tuszem, patrzyły mu teraz

chciała. Oparta o porecz, podniosła głowe, ¿eby na niego popatrzec. Wiedziała, ¿e musi wygladac okropnie - spocona, z plamami wymiocin na pi¿amie - ale nie dbała o to. Nie przejmowała sie tym, ¿e jej tesciowa i słu¿ba widza ja w tym stanie. Wzieła głeboki oddech i zakaszlała znowu. W ustach miała wstretny smak, w nosie ohydny zapach. - Chodz tutaj. - Nick posadził ja na krzesle w holu. - Zobaczmy, co jeszcze mo¿na zrobic. - Wyciagnał resztki pocietego drutu z jej ust, do ostatniego kawałeczka, tak ¿e po chwili nie zostało ju¿ nic, poza bólem zastałych miesni i ran. - A kiedy przyjedzie karetka... - Zabierz mnie do lekarza, tylko na badanie - nalegała Marla. Nick zawahał sie. - Sadze, ¿e... - Prosze, Nick, mo¿esz to dla mnie zrobic? - spytała i zobaczyła, ¿e jego oczy pociemniały, jakby pod wpływem silnego uczucia. Miesien drgnał w jego twarzy. Zacisnał usta, przygladajac jej sie uwa¿nie. - Jestes pewna? - Tak. - Marla nie miała nastroju do kłótni. Ledwo http://www.reologiawbudownictwie.com.pl Udało jej sie nie wpasc na człowieka na drodze, ale uderzyła w barierke. - Janet myslała głosno, mówiac coraz szybciej, w miare jak scena wypadku rysowała jej sie w wyobrazni. - Barierka była w tym miejscu słabsza, pamietasz? Jakby była niedawno zespawana, ale Departament Dróg nie wie nic o ¿adnych naprawach w tym rejonie. - Wiec sadzisz, ¿e ktos zespawał barierke w tym miejscu specjalnie po to, ¿eby ja osłabic, a nie wzmocnic czy naprawic? - Zgadza sie! - Janet, usmiechajac sie szeroko, uderzyła dłonia w biurko. - Chwileczke, nie tak szybko. - Paterno nie poddawał sie jej entuzjazmowi. Było jeszcze wiele innych mo¿liwosci wartych rozwa¿enia. - Nie sadzisz, ¿e troche pochopnie

- Wskazała na przykryty koronkowa serweta nocny stolik, na którym stała wysoka szklanka z sokiem pomaranczowym. - Nie, dziekuje. - Jesli bedziesz czegos chciała, wezwij Carmen. A teraz połó¿ sie i ju¿ o niczym nie mysl. Łatwo powiedziec. Wygladało na to, ¿e poza Sprawdź 129 grymas - był wymuszony i sztuczny, jakby nie potrafił ukryc zniecierpliwienia. Có¿, to chyba jednak nie taka ciepła, kochajaca rodzina, jakiej teraz potrzebuje, pomyslała Marla, rozczarowana. Co gorsza, nie rozpoznała swoich własnych rodziców. Zwłaszcza ta kobieta wydała sie jej zupełnie obca. Z niczym sie nie kojarzyła, a jej ma¿... nie... jego widok poruszył jakas głeboko ukryta strune w duszy Marli... to niejasne uczucie było bardzo nieprzyjemne. Nie, ten człowiek nie wzbudził miłych, ciepłych skojarzen, wrecz przeciwnie... to była raczej niechec... a nawet gniew... głeboko zakorzeniona nienawisc. - Och, nie - szepneła, czujac, ¿e robi jej sie słabo.