nazwiskiem Ramona Salazar?

studenckiej. Stanął w kolejce za dwiema rozchichotanymi studentkami, odebrał zamówienie – hot doga z frytkami i pepsi w butelce – i usiadł przy stoliku w rogu, za sztuczną palmą w donicy. Jedząc, nie odrywał wzroku od drzwi. Grupki młodzieży wchodziły i wychodziły. Niektórzy wyglądali raczej na uczniów szkoły średniej, inni byli całkiem dorośli – uzupełniali brakujące przedmioty z lat studenckich albo wracali na studia, by zacząć nowe życie. Goci, punki, dyskotekowe laleczki, komputerowcy – byli tu wszyscy Analizował każdą twarz, ale nie widział Fernanda Valdeza wśród studentów zajętych nauką jedzeniem, plotkami i muzyką. Nie dziwiło go to. Fernando najwyraźniej unikał policji. Choć od rana nie miał nic w ustach, prawie nie czuł smaku wyschniętych frytek i wiekowej parówki. Myślami był gdzie indziej, przy O1ivii. Oby żyła. Cała. Zdrowa. Jest twarda. Pamiętaj o tym. Już raz poradziła sobie z psychopatą. Z jednej strony to strata czasu, że tak siedzi tu, licząc, że zjawi się Fernando Valdez, ale nie miał innego tropu. Tylko Fernanda. Wstał i poczuł skurcz w nodze. Nie zwrócił na to uwagi. Wyrzucił resztkę posiłku do śmieci. Zgodnie z instrukcją na plakacie przy drzwiach umieścił tackę w odpowiednim pojemniku, zabrał pepsi i wyszedł przez przeszklone drzwi w zapadający mrok. Nie było jeszcze ciemno, ale znowu nadciągała mgła, osiadała na chodnikach, pochłaniała alejki. Myślał o żonie. Miał do siebie pretensję, że był takim idiotą, że miał klapki na oczach, jeśli chodzi o Jennifer, że nie zdawał sobie sprawy z tego, co ma, że żyje u boku kobiety, http://www.rehabilitacjadzieci.net.pl/media/ paski? – Podała mu kolejne powiększone zdjęcie. – Wygląda jak wiosło. – Łódź. Więc przetrzymuje ją na wodzie? – Jonas dotknął krawata, pogrążony w myślach. – Na przystani? W marinie? W suchym doku? – Szukał kolejnych szczegółów. – Albo na morzu. – Cholera. – Coś w tych zdjęciach nie dawało mu spokoju. – Może trzeba będzie skoordynować poszukiwania ze Strażą Przybrzeżną. – Martinez ściągnęła go na ziemię i podała kolejne zdjęcie. – Na rym jest coś, czego nie widać gołym okiem. Technicy uważają, że to końcówka nazwy łodzi widoczna na kole ratunkowym. Litery: n, n, e. Hayes na moment zamknął oczy i zaraz znowu uniósł powieki. Rzeczywiście. To wygląda jak koło ratunkowe. Z ledwo widocznymi literami n, n, e. Końcówka nazwy łodzi? Zamrugał powiekami, poczuł ogarniające go niedowierzanie. Nie. To niemożliwe.

– Tu nie ma zasięgu – poinformował chłopak. – Trzeba wejść wyżej. Bentz skinął głową, ale nie mógł oderwać oczu od morza, od spienionych fal i groźnych skał. Boże drogi. Nikogo nie widać. Jennifer znowu zniknęła, jak wtedy w Santa Monica. – Niech to szlag – wycedził przez zęby i spojrzał na parę dzieciaków. Usiłował się skupić. – Jak ci na imię? – zapytał. – Travis. Sprawdź porządku, nawet jeśli sam tak nie uważał. Po krótkich poszukiwaniach straż pożarna i karetka odjechały, a policjanci spisali zeznania Bentza. Hayes kazał mu się potem przebrać i umówił się z nim w tej knajpie. Ale teraz okazywał zdenerwowanie. – Twoja obsesja na jej punkcie to nie mój problem, jasne? – Tak. – Nie możesz w kółko do mnie dzwonić i wciągać policji w prywatne fantazje. – Bentz chciał zaprotestować, ale Hayes uciszył go ruchem dłoni. – Wiem, dlaczego tu jesteś, Bentz. Ktoś z tobą pogrywa. Ale póki w mojej jurysdykcji nie dojdzie do złamania prawa, stop, do morderstwa – nie chcę się w to mieszać. – Jego oczy pociemniały. Martwił się. – Normalni ludzie nie skaczą z molo w środku nocy. Nie włamują się do starych zajazdów, nie szukają duchów. Nie gonią autobusów i samochodów na autostradzie, nieważne, ile razy ktoś do nich zadzwoni z głupim tekstem. A spotkania ze znajomymi nieżyjącej eks? Albo wydzwanianie