próbę to, co się stało. Usta Alli tak pasowały do jego ust, jakby natura specjalnie

Jeśli dom popada w ruinę, pomyślała, taka już widać wola boska. Arabella wydała jej się bezwstydną flirciarą i miała tylko nadzieję, że nie wciągnie Diany w swoje gierki. Diana, młodsza córka Fabianów, zerkała za to z zazdrością na Arabellę, siedzącą po drugiej stronie stołu. Jaka jest śliczna i ożywiona! Ona sama, od wielu lat skazana na bogobojne kazania siostry na temat skromności i całej reszty cnót obowiązujących młodą chrześcijankę, marzyła o odrobi¬nie swobody, którą aż w nadmiarze cieszyła się Arabella. Nawet guwernantka jej młodszej kuzynki była piękna! Nauczycielka Diany, osoba o równie kanciastym wyglądzie, jak i charakterze, na pewno nie należała do osób, które bawią towarzystwo. Co do szacownego Gilesa Fabiana, który w mniemaniu wielu miał zadatki na misjonarza, wystarczyło, by tylko rzucił okiem na Clemency, a nie potrafił już myśleć o niczym innym. Nie zwracał uwagi na oburzenie i rzucane szeptem uwagi Adeli, że panna Stoneham to zwykła guwernantka, i że robi z siebie durnia. Przez resztę kolacji wpatrywał się w nią, ledwie tknąwszy potrawki z dziczyzny i grzybów. Clemency miała na sobie czarną jedwabną suknię, delikatnie Przymarszczoną pod szyją, która doskonale kontrastowała z jej złocistymi włosami i podkreślała zgrabną figurę. Lysander, ku zadowoleniu i uldze ciotki, już od dawna nie był tak spokojny i odprężony. Timson znalazł w piwnicy lalka butelek przedniego wytrawnego wina, które, o dziwo, przetrwało spustoszenia czynione przez Alexandra. Markiz rad zauważył, że przypadło ono do gustu lordowi Fabianowi. Najwyraźniej cnotliwe życie nie przeszkadzało kuzynowi delektować się jaśniejszymi stronami życia. W krótkim czasie Lysander uznał, że Fabian jest właściwie całkiem sympatycznym jegomościem z głową na karku, i postanowił przy pierwszej okazji wypytać go o kilka spraw tyczących posiadłości. Zmienił także zdanie o lady Fabian, która okazała się nadzwyczaj rozsądną i bezpośrednią kobietą. Co więcej, dzięki niej nawet ciotka Helena zachowywała się z mniejszą niż zwykle ekscentrycznością. Mniej czasu miał na ocenę młodszego pokolenia, co po części brało się z faktu, że nie dostrzegał tam nic interesujące¬go. Adela dała się poznać jako klasyczna świętoszka, nie mająca ani ujmującej figury, ani charakteru, Diana zaś to jeszcze niezdarna pensjonarka. Całą uwagę przeniósł na Gilesa. Młody człowiek gapił się, zupełnie oczarowany, na Cle¬mency. W oczach Lysandra pojawił się groźny błysk. Jeśli panna Stoneham zamierza usidlić swoim wdziękiem nieopierzonego młokosa, będzie musiała odejść. Choćby jej suknia! Wpraw¬dzie jest czarna, w kolorze odpowiednim do jej pozycji, ale ten wyzywający krój! Czy guwernantki noszą tak głęboko wycięte staniki? Panna Lane nigdy by się tak nie ubrała. Poczuł nagle niezrozumiałą złość i niepokój. Mimo że Clemency prowadziła ożywioną rozmowę to z lordem Fabia¬nem po lewej stronie, to z Arabellą po prawej, markiz przez resztę posiłku nie spuszczał wzroku ani z niej, ani z Gilesa. Arabella bawiła się przednio. Nawet nie narzekała, że z braku wystarczającej liczby mężczyzn posadzono ją między Clemency i kuzynką Adelą. Rozkoszowała się swoją pierwszą dorosłą kolacją i nic nie mogło jej zepsuć humoru. Podano jej nawet maleńki kieliszek wina! Szybko uznała, że Giles jej nie interesuje. Schadzka z młodym Baldockiem wypadła katastrofalnie, lecz Josh, w odróżnieniu od kuzyna, był przynajmniej prawdziwym mężczyzną. Starała się wyobrazić sobie młodego Fabiana w lesie wśród paproci, lecz nie potrafiła. Na jej dobre samopoczucie wpływała też Diana, która bez przerwy gapiła się na nią z takim samym wyrazem cielęcego zachwytu, z jakim jej brat patrzył na Clemency. Do tej pory zamieniły ze sobą zaledwie parę słów, lecz Diana wyraźnie pragnęła zostać jej przyjaciółką, że poruszyła do głębi samolubne serce Arabelli. Uśmiechnęła się do kuzynki, otrzymując w zamian promienny uśmiech. Lady Helena wstała tymczasem i poprowadziła panie do salonu, Lysander zaś wskazał ręką, by lord Fabian i Giles usiedli koło niego, i zaprosił ich na kieliszek porto. Timson postawił właśnie na stoliku butelkę i wyszedł. - Czarująca dziewczyna ta panna Stoneham - stwierdził z przekonaniem lord Fabian. - Co więcej, potrafi też mówić do rzeczy, w przeciwieństwie do mojej biednej Adeli. Skąd pochodzi? - To kuzynka pewnej wdowy po pastorze, która niedawno się tu sprowadziła. Ciotka ma nadzieję, że dziewczynie uda się upilnować Arabellę, co wcześniej nie powiodło się łozinowi innych guwernantek! - Jest również nadzwyczaj urodziwa - ciągnął lord Fabian. - Ty chyba też to zauważyłeś, co, Giles? - Młodzieniec w tym momencie zakrztusił się winem i zrobił się purpurowy. - Jedno mnie dziwi, czemu w ogóle najęła się do takiej pracy? - Dlaczego pan tak mówi? - Lysander zmarszczył brwi. - Guwernantki bywają zwykle łagodne i aż do przesady uległe. Panna Stoneham odznacza się wszelkimi walorami pięknej i niezależnej kobiety, która nigdy nie potrzebowała zarabiać na życie. A co ważniejsze, śmiało i bez udawania wyraża swoje sądy. Giles przełknął ślinę i rzekł z zapałem: - Wypowiedzi panny Stoneham muszą budzić respekt... - zamilkł, spostrzegłszy sardoniczny wyraz twarzy markiza. - Jej opinie są często nieprzemyślane i zbędne - rzucił pstro Lysander. W oczach lorda Fabiana zapaliły się wesołe iskry. Lysander ma w sobie dużo z arogancji Candoverów, pomyślał. Nie sądził, by kilka przegranych potyczek słownych z panną Stoneham zdołało tu coś zmienić. Zastanawiał się także, czy markiz nie został przypadkiem zauroczony jej urodą. Dzięki Bogu, on sam jest już w wieku, kiedy może się cieszyć względami młodej kobiety, nie wzbudzając wśród mężczyzn podobnej wrogości, jaką markiz okazuje biednemu Gilesowi. Zauważył z radością, że jego syn przejawiał wreszcie cień zainteresowania kobietą. Oboje, Giles i Adela, byli w jego mniemaniu stanowczo zbyt cnotliwi i pochłonięci pobożnymi praktykami. http://www.rehabilitacja-mlynarska.pl jak lubił. W promieniach słońca nabierały kasztanowego połysku. - Ja teŜ się z tego cieszę - powiedziała, podchodząc do niego i biorąc Erikę z jego rąk. Dziewczynka pamiętała Alli, bo kiedyś Mark zabrał ją do studia i mała wyciągała rączki do wszystkich w jego gabinecie. Mark martwił się tym, Ŝe jest taka ufna, i obiecywał sobie, Ŝe jak dziewczynka podrośnie, nauczy ją dystansu wobec obcych. - Pomóc ci przenieść te rzeczy? - zapytał Alli, widząc walizkę i inne pakunki na tylnym siedzeniu jej auta. Samochód był stary i Mark pomyślał, Ŝe dziewczyna powinna przeznaczyć premię, jaką od niego otrzyma, na zakup nowego. Słyszał niedawno, jak Christine opowiadała Jake'owi, Ŝe Alli zepsuł się samochód - późnym wieczorem na bocznej drodze - i na szczęście przejeŜdŜał tamtędy Malcolm Durmorr i pomógł jej uruchomić auto.

- Wiem, skąd twoja matka miała pieniądze na pokrycie długów hotelu, wtedy, dziesięć lat temu. - Wiesz? - zdziwiła się. - Skąd? - Od Lily. Wyjaśnił jej, jak po odczytaniu testamentu jej uwagi zmusiły go do myślenia. Opowiedział, jak pośredniczył między Lily i Hope, i o tym, jak zmienił się później styl życia tej pierwszej. Na koniec powiedział, że przeszukując rzeczy po Lily, odnalazł trzy oświadczenia podpisane ręką jej córki, w których ta zobowiązała się do zwrotu pięciuset tysięcy dolarów. - Nie wierzę - szepnęła Gloria. - Chcesz powiedzieć, że moja matka jest ci teraz winna... pół miliona? - I tak, i nie. - Widząc jej zafrasowaną minę, dodał: - Zaproponowałem jej pewien układ. Sprawdź - Baton Rouge! - Santos zerwał się na równe nogi, tym bardziej wściekły, im bardziej uprzytamniał sobie własną bezradność. - Ten sukinsyn zaczyna się wymykać! - Tego nie wiemy. Mógł być... - Daj spokój, Jackson. Wiesz równie dobrze jak ja, że już go tu nie ma. Ten gość nie błądzi. Wybiera sobie miejsca, gdzie czuje się bezpiecznie. I trzyma się ich, dopóki nie zrobi się gorąco. Zabijał w Nowym Orleanie, teraz zmienił okolicę. Jackson nie zaprzeczał. Po chwili odchrząknął i powiedział: - Wybieram się tam, żeby zobaczyć, co znaleźli. Czy to ten sam facet, czy ktoś się pod niego podszywa. - Dłonie? - Były naznaczone krzyżami. - Niech to szlag! To mój gość, Jackson! Jadę z tobą! - Jasne. Wtedy i mnie odbiorą tę sprawę. - Jackson wstał. - Jadę sam, kolego. Gdyby szef dowiedział się, że w ogóle z tobą rozmawiałem, zawiesiłby mnie od razu. - To co mam robić? - jęknął Santos. - Siedzieć na tyłku i czekać, aż klient nam pryśnie? - Dokładnie. - Pieprz się.