- Jest znacznie lepiej.

Od tej pory, im bardziej Tony się niecierpliwił, tym głośniej Irina zawodziła, gdy choćby zbliżył się do niej. Czując się pokrzywdzony, albo w ogóle nie reagował na jej płacz, albo brał ją na ręce ze złością, co tylko bardziej małą denerwowało. - Nie jest już wcale taka ładna, jak na początku - narzekał. - Dla mnie jest piękna. - Ani taka bystra. - Tylko dlatego, że płacze? To nie ma żadnego znaczenia. - Mam nadzieję, że ta baba Jenssen nie wrobiła nas w jakąś debilkę. - To nie jest używany samochód, tylko nasza córka - zaprotestowała Joannę. - i jeśli będzie miała jakieś problemy, to tym mocniej będę ją kochać. - Romantyczka się znalazła! - Jestem matką. - Ale nieprawdziwą. Przez cały pierwszy rok macierzyństwa Joannę najbardziej się obawiała, że Tony zechce się pozbyć http://www.psychoterapiawarszawa.info.pl zmieniała mu pieluchę. Uśmiechała się do niego ciepło i ani przez chwilę nie przestawała mówić. Dopiero teraz Carrie przypomniała sobie, że Nikos wspominał o jakiejś niani, która miałaby się zająć Dannym. - Już nie śpisz? - powiedział Nikos. Popatrzył na nią przelotnie, po czym znów odwrócił się do niani, która skończyła zmieniać dziecku pieluchę i ubierała Danny'ego w kolorową piżamkę. -Każę przynieść coś do jedzenia. Powiedział coś po grecku i młoda kobieta, stojąca tuż przy drzwiach pośpiesznie wyszła z pokoju. Tymczasem starsza pani skończyła przebierać Danny'ego,

- Sprowadź jakąś pomoc! Clare obróciła głowę w jego stronę. - Lizzie jest w biurze. - Jakim biurze? - Naszym. Allbeury wstał, wyjął komórkę i wystukał 999. Sprawdź - Równo dwa miesiące temu w czasie treningu w wąwozie Czterech Pik zaginął oddział Dorriena. Myśleli, że skryła ich lawina. Ani trupów ani żywych nie znaleźli, czemu się nie dziwię - wąwóz jest zawalony przez skałę i lód z każdej strony. - Wolija? Po raz pierwszy słyszę o takim państwie! - Zmarszczyła się od zdziwienia Orsana, odrywając się od dziury. -- Oj! Aj-ja-jaj! - To jedna z Dwunastu Dolin. -- Rolar, który nie odchodził od drzwi, niewzruszony wyciągnął przed siebie ręce i Najemniczka, która straciła równowagę, wpadła w jego ramiona. – Znajduje się na północnym wschodzie Wolmenii, u wschodniego podnóża Grzebieniastych Gór. - Wąwóz Czterech Pik znajduje się w Grzebieniastych Górach? - Orsana nie śpieszyła się schodzić z rak przyjaciela, więc Rolar prawie na siłę ją strzepnął z siebie. -- Tak? No to jeśli oddział - jak jemu tam, Roddiena? Dorriena! - nie zginął pod lawiną, no to dlaczego nie wrócił do Woliji, a powlókł się aż do Arlissu, podając się za dogewian? - Na to mogę ci odpowiedzieć. – teraz Rolar z wdziękiem kota wskoczył na belkę,żeby poobserwować przeciwnika, który stał przed wejściem świątyni (wymyślającego, niewątpliwie, wredne i perfidne plany). – Tylko w Arlissie sprawuje rządy kobieta! Tylko w Arlissie nie mogą przebywać inne Rasy! Tylko z Arlissu uciekła Rada Starszych na czele z Doradcą, doprowadzonego do granicy wściekłości przez kaprysy przerażonej dziewczyny! Gdzie jeszcze mogli skierować swoje stopy cudownie zmartwychwstali wojownicy? Oho, oto i taran! Nikczemnicy! Ścieli mój dąb! - Sam go posadziłeś? - ze współczuciem spytała Orsana. - Nie, ale w dzieciństwie uwielbiałem chować się na nim od natrętnej młodszej siostrzyczki. Do tej pory nie nauczyła się po nich chodzić. Oho! Rolar zeskoczył na podłogę i w tym samym momencie świątynia zadrżała. Marmurowe statuy zachwiały się. - A właśnie, drzwi – to jedyna rzecz, która zostanie po takich dziesięciu uderzeniach - mrocznie zauważyła Orsana. Przyszła moja kolej siedzenia na belce. Drugie uderzenie nie nastąpiło. Dąb zadrżał w rękach „taranczyków” jakby był śliską żmiją, rozdziawił wierzchołek jak paszczę i walną zaostrzonym ogonem rozrąbując na pół łożniaków mających mniej szczęścia i zwinności. Pozostałych odrzuciło od ożywionego klocka i uciekli jak pluskwy od światła. Jadowicie pomachawszy za nimi w rozwidlonym językiem, ta¬ran majestatycznie owinął się wokoło świątyni, ziewnął, wczepił się zębami we własny ogon, naprężył się i znieruchomiał jak za dawnych czasów. Teraz mieliśmy dodatkową obronę w wyglądzie mocnej dębowej obręczy, na amen otaczającą świątynie. Wyraźnie zakłopotany wróg nieśmiało wyglądał zza domów i drzew, nie przejawiając chęci kontynuować oblężenia. Dopiero pół godziny później, usłyszeliśmy pseudo doradcę, który złośliwie się kłócąc pierwszy podbiegł do świątyni i złośliwie kopnął stwardniałe cudo(wydaje mi się, że się mocno uderzył, ale nie przyznał się, więc pozostawała mi tylko wyobraźnia), a potem znów nastał porządek w szeregach wroga.