wreszcie się postawi, ale nigdy do tego nie dochodzi. Taki człowiek kieruje potem swoją

- Co z bieżącymi sprawami? Quincy pokręcił głową. - Od sześciu lat nie prowadziłem żadnej sprawy. - W zeszłym roku... - zaczęła. - Henry Hawkins nie żyje - powiedział cicho. Montgomery pochylił się, opierając łokcie na kolanach. Jarzeniówka znów zaczęła migotać, nadając jego policzkom żółtawy odcień. Agent Montgomery miał ponury wygląd, jakby znajdował się tu wbrew swojej woli, ale z drugiej strony który agent żałowałby tego, że będzie pomagał koledze? To nie wróżyło dobrze. - Czy my przypadkiem nie przesadzamy? - Montgomery mruknął zrzędliwie. - To tylko parę telefonów. Wielkie mi rzeczy! - Żebyś wiedział, skoro prywatny numer agenta rozpowszechniono w ponad dwudziestu więzieniach - odparł surowo Everett. - Nie chcemy, żeby wydarzyło się cokolwiek więcej. 67 Montgomery odwrócił się do szefa. - Chrzanić to! - rzucił nadspodziewanie ostro. - Gdyby to była sprawa osobista i gdyby była naprawdę poważna, facet zrobiłby coś więcej, zamiast rozdawać numer telefonu kumplom zza krat. Odwiedziłby jego dom albo http://www.psychoterapeutawarszawa.info.pl/media/ Przy barze Rainie podała prawo jazdy i zwitek banknotów. W zamian otrzymała komplet bil, dwa kije i dwie butelki budweisera light. Quincy uniósł jedną brew, po czym zdjął marynarkę. W tym słabo oświetlonym pomieszczeniu był jedynym facetem w garniturze wśród pół tuzina motocyklistów i dwóch tuzinów studentów. Czuł się bardzo nieswojo i ona o tym wiedziała. - Ósemka - powiedziała Rainie. - Kolejność pozostałych bil nie ma znaczenia. Ale gdy wrzucisz pierwszą ósemkę, od razu przegrasz. - Znam reguły - odparł spokojnie. - Na pewno. - Ustawiła bile, a potem podała mu kij. Miło ją zaskoczył, kiedy przetoczył kij po powierzchni stołu, żeby sprawdzić, czy jest prosty. - Nieźle - skomentował. - Nie gadaj, tylko rozbijaj. Quincy był dobry. Spodziewała się tego. Kiedy byli razem, nie zdołała

- Nie gadaj, tylko rozbijaj. Quincy był dobry. Spodziewała się tego. Kiedy byli razem, nie zdołała doszukać się w nim żadnego słabego punktu. To ją zarówno irytowało, jak i sprawiało, że wciąż była nim zainteresowana. W dzielnicy Pearl Rainie mieszkała od czterech miesięcy i Touche było jedynym miejscem, w którym czuła się jak w domu. Stoły były odrapane, dywan mocno wytarty, bar spo¬ Sprawdź W końcu Rainie posłała Quincy'ego do łóżka. W ciągu ostatnich czterdziestu ośmiu godzin spał zaledwie cztery i praktycznie nie był w stanie normalnie funkcjonować. Potem zaparzyła dzbanek kawy i wraz z Kimberly usiadła przy stole kuchennym. Kimberly wolała czarną kawę. Rainie znalazła śmietankę i cukierniczkę. - Nie śmiej się - powiedziała, wsypując łyżeczkę za łyżeczką. - Nie cierpię, kiedy mam we krwi samą kofeinę. - Czy mój ojciec kiedykolwiek to widział? - Parę razy. - Czy jego uwagi były bardzo pogardliwe? - W skali od jednego do dziesięciu - gdzieś w okolicach dwunastu. - Całkiem nieźle. Komentarz mojego dziadka sięgnąłby piętnastu. - Twój dziadek jeszcze żyje? - Rainie była zdumiona. Quincy nigdy nie