Dowiedział się też paru szczegółów z jej prywatnego życia. Spotykała się z mężczyznami,

A potem zaczęła się odbudowa. Imprezy charytatywne, loterie, pomysłowe programy, na przykład akcja „Zaadoptuj krowę”, w ramach której zachęcano dzieci z dużych miast i wielkie firmy, żeby wpłacały pieniądze na żywność i schronienie dla poszczególnych zwierząt. Kilka położonych wyżej ocalałych gospodarstw otworzyło swoje stodoły, spiżarnie i obory dla sąsiadów na tak długo, jak było trzeba. Miasteczko wracało do życia. Artykuł kończył się wypowiedzią burmistrza. „Oczywiście, że sobie pomagamy. Jesteśmy silni. Zależy nam na Bakersville. I wiemy, co jest naszą powinnością”. Już wtedy uznał, że Bakersville będzie następne. Idealne małe miasteczko z idealnymi małymi ludźmi wychwalającymi swoje idealne małe wartości. Wszyscy wszystkich kochają i wszyscy są dla wszystkich przyjaciółmi. Życzył im śmierci. Był cierpliwy. Lepiej niż większość ludzi rozumiał znaczenie planowania. Prawidłowo przeprowadzony zwiad, powtarzał jego ojciec, to podstawowy obowiązek dobrego żołnierza. Wypełnił więc obowiązek, choć uważał ojca za skończonego głupca. Przeprowadził zwiad. Poznawał. Polityków, pracowników szkoły, dziennikarzy, główne organizacje. Biuro szeryfa. Planował. Miał mnóstwo czasu. Najważniejsze, żeby wszystko zrobić jak należy. Już on im pokaże sądny dzień. A potem doszła jeszcze sprawa policjantki Lorraine Conner. Kiedy po raz pierwszy ją zobaczył, gdy minęła go podczas jednej z jego rozpoznawczych wizyt w Bakersville, aż go zamurowało. Wydatne kości policzkowe, bezkompromisowa linia szczęki. Śmiałe szare oczy o surowym, bezpośrednim spojrzeniu. Nie piękna, ale frapująca. Powalająca, jeśli ktoś chce http://www.psychologpoznan.edu.pl/media/ łóżku oparta o ścianę w pokoju motelowym pomalowanym na błotnisty odcień brązu. Niedawno w pobliskim barze zjadła późną kolację, naleśniki z jagodami. Motel 6 był doskonale widoczny z pobliskiej autostrady. Wydawał się równie dobrym miejscem na postój, jak każde inne. Poza tym pięćdziesiąt dolarów za nocleg to naprawdę niewygórowana cena. Tak więc znalazła motel. Znalazła pobliski bar naleśnikowy. Sama zjadła naleśniki z jagodami, myśląc o tym, co szeryf Amity znalazł na miejscu wypadku, i żałując, że jest przeziębiona. Kolejne dziesięć minut spędziła na przyglądaniu się innym gościom baru. W większości byli to krzepcy robotnicy ze swoimi dziewczynami. Przy niektórych stolikach kłębiły się całe rodziny. Rainie znajdowała się pięć tysięcy kilometrów od domu. Zabawne, że właściwie wszystko było takie samo. Wróciła do motelu, wiedząc, że powinna zatelefonować do Quincy'ego

skłamał. Rainie fascynowała go. Miał ochotę przytknąć dłoń do jej policzka, przesunąć palcami po wargach... Nie poddawała się. Szanował ją za to. i Jej twarz rozluźniła się nieco. W łagodnych szarych oczach malowała się tęsknota. Potrzeba zwierzenia. Potrzeba kontaktu. Chciał wyciągnąć rękę i dotknąć Rainie. Ale obawiał się, że gdy zrobi najmniejszy ruch, ona rzuci się do ucieczki. Sprawdź Fred wreszcie podniósł wzrok. - Facet jest chory. Zobaczycie się w przyszłym tygodniu. - W przyszłym tygodniu. Oczywiście, w przyszłym tygodniu... - odburknęła, starając się opanować. Zachorował. To się zdarza. Ale dlaczego poczuła się oszukana? W końcu był tylko jej instruktorem! Nie potrzebowała go. Nie potrzebowała nikogo. Tylko dlaczego jej ręce zaczęły się nagle tak okropnie trząść? I dlaczego poczuła się tak bardzo samotna? Wzięła pistolet. Poszła na stanowisko. Włożyła słuchawki wyciszające i okulary ochronne. Pudełko amunicji. Zapach kordytu w powietrzu. Zapach jej młodości, a w dłoni przynoszący otuchę ciężar glocka ze stali nierdzewnej. 77 Tarczą ustawiała w odległości piętnastu metrów. Roznosiła w strzępy papierowe serca i głowy. Ale już wiedziała, że to nie wystarczy. Nie przyszła