- A tytuł? Wszak jest pan markizem - przypomniał prawnik. - Śmiem wątpić, czy zaszczyt zostania markizą wart jest tych pięćdziesięciu tysięcy funtów, które miałyby nas wyciąg¬nąć z długów! Nie wspomnę już o pieniądzach potrzebnych na remonty. To szalenie pochlebne, Thorhill, ale jakoś nie mogę sobie wyobrazić, aby aż tak ceniono sobie mój tytuł. - Nie byłbym tego taki pewny, proszę pana. - A ja tak! Kilka co bardziej przewidujących mateczek dało mi to wyraźnie do zrozumienia. - Naturalnie, ma pan na myśli osoby z towarzystwa. Ale... - Chcesz powiedzieć, że powinienem wziąć sobie za żonę dziewczynę z gminu? - Szczupła twarz markiza stężała w nagłym gniewie. Jego ciemne, przysłonięte opadającymi powiekami oczy spoglądały z pogardą znad arystokratycznego nosa. - Pośród mieszczaństwa nie brak dorodnych i nader posażnych panien - ciągnął Thorhill. - Niejedna z nich otrzymała staranne wykształcenie. Nie sądzę również, by były nietaktowne czy źle wychowane. - Niedoczekanie, żeby Candover żenił się z córką jakiegoś kupczyka! - wykrzyknął Lysander. - Nie! Musi istnieć inny sposób na wybrnięcie z kłopotów. - Pan wybaczy, milordzie, ale nie ma innego wyjścia. Lady Helena Candover, siostra trzeciego markiza, wy¬znawała pogląd, że jako długoletnia rezydentka Candover Court oraz faktyczna opiekunka swojej bratanicy Arabelli, a nade wszystko jedyna osoba w rodzinie utrzymująca z własnych środków, ma pełne prawo wtrącać się w sprawy bratanka. Wysoka, szczupłej budowy, o kanciastych rysach twarzy i charakterystycznym, szorstkim głosie, niezmor¬dowanie przemierzała pełne przeciągów korytarze Candover Court wraz z gromadą przeróżnych małych i wiecznie szczekających czworonogów. Od najmłodszych lat przerażała okoliczną szlachtę surowością charakteru. Młodzieńcy z du¬szą na ramieniu prosili ją do tańca, niepewni, czy przypad¬kiem nie staną się ofiarą jej ciętego języka. Od kiedy jednak; skończyła pięćdziesiątkę, uważano ją już jedynie za ekscentryczkę. Jednakowoż cała ta niemiła otoczka kryła praw¬dziwie złote serce. Ponadto czcigodna matrona jako jedyna - cieszyła się względami i zasłużonym szacunkiem panny Arabelli. Przez lata lady Helena patrzyła z rosnącym niepokojem na rujnujące majątek poczynania brata, a już z prawdziwą rozpaczą na zachowanie lorda Alexandra. Gdy do Candover Court dotarła wieść o jego śmierci, pierwszą jej reakcją były słowa: - Dziękować Bogu! Teraz Lysander weźmie sprawy w swoje ręce. Nie znaczy to, iż pokładała w nim zbyt wielkie nadzieje, wiedziała jednak, że przynamniej on postępuje uczciwie i pomimo trwonienia pieniędzy na hazard i kobiety, potrafi się na razie sam utrzymać. Już choćby to, że w odróżnieniu od swojego brata i ojca nie zwraca się do niej wciąż o pożyczkę, napawało ją optymizmem. Maskując zgryźliwością swoje zatroskanie, uważnie ob¬serwowała, jak Lysander spędza pierwsze tygodnie zamknięty z Thorhillem w swoim gabinecie, i stara się uporządkować napływające zewsząd wezwania do zapłaty. Najwyraźniej usiłował rozwiązywać problemy, zamiast brnąć w coraz gorsze bagno. Po jakimś czasie młody dziedzic wrócił do Londynu, aby sprawdzić, jak tam się sprawy mają. Nie minęło kilka dni, a lady Helena odprawiła psy i z miną, jakby zamierzała ruszyć z odsieczą i ratować ocalałe resztki fortuny, wezwała woźnicę. Dla dobra rodziny musi przemówić bratankowi do rozsądku! Nie zwlekając dłużej, pożegnała się z Arabellą, wsiadła do zabytkowego powozu, który nie wyjeżdżał ze stajni w Candover Court od pięćdziesięciu lat, i ruszyła do londyńskiej posiadłości Lysandra. Po długiej i męczącej podróży, doznawszy kolejnych upokorzeń, kiedy pobierający opłaty na rogatkach i przewoź¬nicy poczty otwarcie wyśmiewali jej wiekowy powóz, dotarła w końcu na Berkeley Square. Tego wieczora było już za późno na spotkanie z bratankiem i łady Helena z ulgą udała się na spoczynek. - Timson, chyba się starzeję - powiedziała w drzwiach do lokaja. - Przejechałam niespełna pięćdziesiąt mil, a czuję, jakby moje kości się rozsypywały. Zobaczę się z markizem jutro rano. http://www.przydomowa-oczyszczalnia.info.pl/media/ - Więc nie żałujesz swojej pośpiesznej odmowy? - Nie... - Clemency zawahała się. - Naturalnie, posiadłość jest piękna i z pewnością znalazłabym wspólny język z lady Heleną i Arabellą, ale... - Ale co? - podchwyciła kobieta. - Nie mogłabym wyjść za mężczyznę, który potraktował mnie tak protekcjonalnie. - Moja droga, nie zapominaj, że rozmawiał dzisiaj z panną Stoneham. Niewątpliwie inaczej podejmowałby pannę Hastings. - Oraz jej pieniądze - dodała cierpko dziewczyna. Zaczęła dostrzegać, że życie jest znacznie bardziej skom¬plikowane, niż sądziła. Jakże niemądre były jej dziewczęce Marzenia o mężczyźnie, którego tak naprawdę zupełnie nie znała! Takie historie kończą się szczęśliwie tylko w tanich romansach, a w rzeczywistości przynoszą jedynie rozczaro¬wania. Przed wypadkami w Richmond i niespodziewaną propozy¬cją markiza myśli Clemency były dalekie od spraw małżeń¬stwa. Przez ostatnie dwa lata rozpaczała po śmierci ukocha¬nego ojca, wcześniej zaś czuła się na to za młoda. Tym większe było jej zakłopotanie wobec ogarniających ją nowych uczuć. Teraz musi to wszystko jeszcze raz dokładnie prze¬myśleć i odnaleźć najwłaściwszą drogę postępowania. - Przestań się dręczyć, kochanie - powiedziała pani Stoneham. - Lady Helena zapraszając cię, spełniła tylko swój sąsiedzki obowiązek. Może kiedyś ujrzymy ją znowu w kościele, ale z uwagi na to, że prowadzimy tak skromny tryb życia, niemożliwe jest wzajemne składanie sobie wizyt towarzyskich. Nie sądzę, abyśmy szybko zetknęli się z na¬zwiskiem Candover. Jednak w tej kwestii bardzo się pomyliła. 3 Panna Lane, której cierpienia z powodu częstych migren dorównywały jedynie chęci nauczenia Arabelli zasad gramatyki francuskiej, wstała wczesnym rankiem i postanowiła spróbować raz jeszcze. Niestety, była kobietą o nieugiętym sposobie myślenia i nawet cztery miesiące obcowania z niesforną wychowanką nie nauczyły jej, że należy radykal¬nie zmienić metody. Wciąż tylko napominała lady Arabellę, jak powinna się zachowywać młoda dama i postawiła sobie za punkt honoru wcielenie tych zasad w życie. Ponieważ towarzyszył temu zrzędliwy i pozbawiony wiary w siebie sposób bycia, nic dziwnego, że uczennicy niewiele wchodziło do głowy, a biedną pannę Lane nieustannie nękały załamania nerwowe i migreny. Cały dzisiejszy ranek walczyła z coraz bardziej znudzoną i zniecierpliwioną panną.

Dollar. Mark uśmiechnął się i mruknął coś pod nosem. Gavin zaszurał krzesłem, usiłując wyraźnie zaprowadzić porządek w obradach. - Jest jeszcze jeden powód - zaczął - dla którego zwołałem to zebranie. Zwrócono mapę. - Co?! - wykrzyknęło chórem pięciu męŜczyzn. Sprawdź Skrzywiła się. Po raz pierwszy w Ŝyciu uŜył wobec niej takiego tonu. - Muszę z tobą pogadać. Dwa razy stukałam, ale bez reakcji, pomyślałam więc, Ŝe zaczekam, aŜ skończysz brać prysznic. Oparł się o drzwi łazienki. - Dotyczy to Eriki? - zapytał. - Nie. - To poczekaj z tym do jutra. Jestem juŜ zmęczony i... - Dlaczego tak postępujesz, Mark? - A jak ja postępuję? - Odsuwasz mnie na boczny tor. Przemierzył pokój, wziął ją za przegub dłoni i z ponurą miną stanął przed nią. Na jego twarzy malował się gniew. - Posądzasz mnie o to? śe odsuwam cię? CzyŜbyś nie wiedziała, Ŝe