drzwiom. Znalazłszy się w galerii, pani Lisicyna znów usłyszała cichutki, obrzydliwy zgrzyt. Wzdrygnęła się i spytała: – Co to? Nietoperze? Izrael odpowiedział obojętnie: – Nietoperzy tu nie ma. A co w pieczarze nocami się dzieje, tego nie wiem. Takie to miejsce, że wszystko być może. Przecież to nie byle co, tylko kawałek sfery niebieskiej. – Co? – zdziwiła się pani Polina. – Kawałek sfery niebieskiej? Starzec skrzywił się; chyba żałował, że powiedział coś niepotrzebnego. – Nie powinnaś o tym wiedzieć. Idź sobie. O tym, co tu widziałaś, nikomu nie opowiadaj. Zresztą wiem, że nie będziesz, mądra jesteś. Nie zabłądź tylko. Do wyjścia na prawo się idzie. Drzwi zatrzasnęły się i Polina Andriejewna została w zupełnej ciemności. Zapaliła świeczkę, wsłuchała się w niezrozumiały dźwięk. Poszła. Ale nie na prawo: na lewo. Wasilisk Galeria, którą starzec Izrael nazywał Dojściem, prowadziła w głąb pieczary, stopniowo wznosząc się coraz wyżej. Teraz po obu stronach ciągnęły się gołe ściany i pani Polinie przyszło na myśl, że starczy tu miejsca jeszcze na wiele setek martwych ciał. Dźwięk robił się coraz wyraźniejszy i bardziej nieznośny – jakby żelazny pazur skrobał nie po szkle, lecz po bezbronnym, obnażonym sercu. Raz Lisicyna nie wytrzymała, http://www.podloga-drewniana.info.pl Przewielebny umieścił je tutaj nie tak sobie, lecz znacząco, by przypominały mu o tym, co w wierze chrześcijańskiej najważniejsze: o powszechnym przebaczeniu i przyjęciu przez Chrystusa każdej, nawet najpodlejszej duszy, bo nie ma takich, dla których nie byłoby żadnej w ogóle nadziei na zbawienie. O tym, a zwłaszcza o wybaczaniu, archijerej ze względu na namiętny charakter skłonny był zapominać, a że wiedział o tym swoim grzechu – starał się go przezwyciężyć. Porozmawiali o świeżo zakończonym procesie, wspominając różne jego zwroty i perypetie, potem o spodziewanym przyroście w rodzinie prawnika – przyszły ojciec niepokoił się tym, że dziecko będzie trzynaste z kolei, a władyka pokpiwał z Berdyczowskiego: że niby z was, wychrztów neofitów, zawsze najwięksi wstecznicy wyrastają, i wymawiał panu Matwiejowi wiarę w zabobony, wstyd przynoszącą oświeconemu człowiekowi. Stąd, z zabobonów, rozmowa w naturalny sposób zeszła na Czarnego Mnicha. Podkreślić należy, że pierwszy o tym tajemniczym zjawisku wspomniał podprokurator okręgowy, który,
do dyrektora. Nawet jeśli panna Avalon zerwała romans, trudno jest mi sobie wyobrazić, żeby rozwścieczony Vander Zanden strzelał do dwóch uczennic, a jeszcze trudniej, by zdołał nakłonić Danny’ego do wzięcia winy na siebie. – Silny autorytet. Danny nie potrafi sprzeciwić się własnemu ojcu, a co dopiero dyrektorowi szkoły. Poza tym przypomnij sobie ostatnie słowa Danny’ego podczas przesłuchania. Dzieciak się boi. Kiedy jest się w szkole podstawowej, kto wydaje się Sprawdź Czemu mi się tak przyglądacie? O co wam chodzi? – To nie Danny zastrzelił Melissę Avalon – powiedziała stanowczo Rainie. – Mamy dowody, że zabił ją ktoś, kto ma co najmniej metr sześćdziesiąt pięć. No więc, gdzie pan był we wtorek po południu? I jaki dokładnie charakter miały pańskie stosunki z Melissą? – Myślicie, że ja... – Myślałam, że ucieszy pana ta wiadomość. Tak się pan martwił, że jeden z uczniów popełnił morderstwo. No więc teraz może pan być spokojny. To nie on. – Głos Rainie zaostrzył się. – Wtorek po południu. Gdzie byłeś, Richard? – W moim gabinecie, już mówiłem. To jakieś szaleństwo! Za każdym razem, kiedy próbuję pomóc... – Danny wspominał ci kiedyś, że spotkał się ze swoim korespondentem? – kontynuował bezlitośnie Quincy. – Z nowym kolegą? Z kimś spoza miasta? – Nie pamiętam...