jego reakcji. - Sam tak powiedziałeś, Lucienie.

Roześmiała się bez cienia wesołości. - I porwaniem próbowałeś mnie przekonać, że jesteś mężczyzną godnym zaufania? Oszalał pan, lordzie Kilcairn? Lucien zmarszczył brwi. - Dość tego. Wciąż mi mówisz, jakie są moje motywy. Po pierwsze, jestem zmęczony szukaniem żony, po drugie, chcę cię chronić, i wreszcie, usiłuję zrobić na złość swojej rodzinie. Coś przeoczyłem? - Teraz w dodatku boisz się, żebym nie oskarżyła cię o porwanie. Zrobił krok w jej stronę, ale się cofnęła. Zrozumiał, że w ten sposób nic nie wskóra. W każdym razie nie dzisiaj. - Żaden z tych powodów się nie liczy. - Więc mnie oświeć, proszę. Dzięki Bogu, że jeszcze nie wytrzeźwiał po balu. W przeciwnym razie nie zdobyłby się na wyznanie. - Pragnę, żebyś została moją żoną, bo cię kocham, Alexandro. Patrzyła na niego przez dłuższą chwilę, a w jej turkusowych oczach podejrzliwość mieszała się z zaskoczeniem i gniewem. - Twoje „kocham” to po prostu kolejne słowo pomagające ci w manipulowaniu ludźmi. Ty nie wierzysz w miłość, Lucienie. Sam mi to powiedziałeś. - Byłem idiotą. http://www.panelepodlogowe.net.pl/media/ Umilkła. - Odepchnęłam go z całej siły. - Więc dlaczego pani powiedziała, że to był „w dużej mierze wypadek”? - Wiedziałam, że stoimy na skraju podestu. - Ale nie wiedziała pani, że lord Welkins spadnie ze schodów i dostanie apopleksji. - Miałam nadzieję, że spadnie. - Naturalnie. Inaczej by się pani od niego nie uwolniła. Zacisnęła dłonie, więżąc jego palce. - Nie jest pan zaskoczony. - Byłbym zaskoczony, gdyby pani nic nie zrobiła. Ale nie aresztowano pani, więc skąd ta nagła obawa przed plotkami? Podniósł jej ręce do ust. Alexandrze zaparło dech, gdy poczuła delikatne muśnięcia na nadgarstkach. Puls zaczął galopować. - Zbiegłam, żeby zobaczyć, czy nic mu się nie stało, ale kiedy przy nim uklękłam, już

Lily powściągnęła uśmiech, żeby nie wprawiać chłopca w jeszcze większe zakłopotanie. Skoro chciał grać twardziela, powinna to uszanować. - Widziałam w swoim życiu sporo osobników rodzaju męskiego bez gatek. Jestem starą kobietą, z mojej strony nie masz się czego obawiać. - Wyciągnęła ku niemu dłoń z ręcznikiem. - Owiń się, jeśli tak wolisz. Chwycił ręcznik, ponownie wywołując nieznaczny uśmiech na twarzy Lily. Odwróciła się dyskretnie, żeby oszczędzić mu zażenowania. - Już. Siedział na krześle, z ręcznikiem wokół bioder. Lily podniosła z podłogi zakrwawione dżinsy. - Wrzucę je do pralki. Nie ruszaj się stąd. Sprawdź zdradzała każdą myśl i emocję. - Lordzie Kilcairn... Odczekał całe pięć sekund. - Tak, panno Gallant? - Nie chciałabym... - Dzień dobry, kuzynie Lucienie. Na widok drobnej dziewczyny czekającej przed jadalnią od razu zepsuł mu się humor. - Dzień dobry - odburknął. - Dzisiaj jesteś pawiem? Rose Delacroix miała wetknięte we włosy trzy strusie pióra ufarbowane na niebiesko. Suknię w trochę jaśniejszym odcieniu koloru niebieskiego uzupełniała zielona narzutka, tak że brakowało tylko dzioba, by obraz był pełny. Lucien nie zdążył jednak rzucić kolejnej złośliwej uwagi, bo uprzedziła go panna Gallant. - Dzień dobry - odezwała się ciepłym głosem. - Zapewne panna Delacroix. Jestem