nie było.

jednym punkcie okazuje zupełną maniakalność. Było jasne, że dla moskiewskiej wdowy źródłem takiego pomieszania stał się afrykański gad. Wysłuchawszy relacji z kilku chorobliwych snów, z których każdy był bardziej koszmarny od drugiego (a wszystkie z nieodmiennym udziałem uśmiechającego się jaszczura), ojciec Witalis poddał się: podszedł do stołu i pryskając atramentem, szybko skreślił kilka linijek. – Proszę, córko moja. Polecenie od mnie. Jedź, moje dziecko, do Donata Sawwicza, a ja, proszę wybaczyć, mam pilne zajęcia. Pani Lisicyna zerwała się, mimo woli dotykając ręką odgniecionych przez krzesło polędwicznych części ciała, przeczytała notatkę, ale nie była z niej zadowolona. – Nie, proszę ojca. Co to za polecenie? „Proszę wysłuchać doręczycielki niniejszego i w miarę możności udzielić jej pomocy”? To w departamentach tak piszą na podaniu, kiedy chcą się odczepić. Ty, ojcze, surowiej, bardziej wymagająco napisz. – Co znaczy „bardziej wymagająco”? – „Wielce szanowny Panie doktorze – zaczęła dyktować Polina Andriejewna. – Jak pan wie, rzadko obciążam Pana prośbami o charakterze osobistym, dlatego błagam, by nie odmówił Pan spełnienia tej mojej petycji. Najserdeczniejsza moja przyjaciółka i duchowa współwyznawczyni, pani Lisicyna, ogarnięta ciężkim niedomaganiem nerwowym, potrzebuje pilnej...” Na „najserdeczniejszą przyjaciółkę i duchową współwyznawczynię” przeor stanął http://www.oczyszczalnie-sciekow.net.pl się do ucieczki. – Rainie... – Powinnam już iść. – Chcę cię wysłuchać. – Nie mam nic do powiedzenia! Potrzebuję trochę czasu. – Następne czternaście lat? A może tylko pięć, do kolejnego morderstwa w Bakersville? To cię niszczy. Wyrzuć z siebie prawdę! Co się stało z twoją matką? Co zrobiłaś z tą strzelbą? Wstała raptownie. Zaskoczył go ogień w jej oczach, nagłe zaciśnięcie warg. – Nie wspominaj więcej o mojej matce. – Niestety, będę. – Nie twoja sprawa... – Za późno. Trzeba było poprzestać na tych prostakach, z którymi się spotykałaś, Rainie. Teraz masz przed sobą prawdziwego mężczyznę i ja nigdzie nie odejdę.

Sima, Sima, Sima, Pij do dna, pij do dna, Pij do dna! Przerażony Nosaczewski zdarł z oczu przepaskę i zobaczył, że na ogromnym łożu a la Louis Quinze siedzą rzędem studenci uniwersytetu w K., i to z tych najwięcej pijących i najzuchwalszych, bezczelnie przyglądają się nieprzystojnej nagości preceptora, piją prosto z Sprawdź planecie Wufer. Prosto z bagnisk dostarczono go do szpitala powiatowego, a dopiero potem, po wielu miesiącach, trafił do mnie. Męczę się nad nim i męczę. Najważniejsze to wybić dziurę w jego logicznym pancerzu, skompromitować majaczenia. Na razie nie udaje się. – Ach, jakie to ciekawe! – westchnęła z rozmarzeniem pani Polina. – Jak może nie być ciekawe? – Doktor teraz przypominał kolekcjonera, z dumą pokazującego najcenniejsze okazy ze swoich zbiorów. – Telegrafista przynajmniej zachowuje się zwyczajnie (no, nie licząc tego, że w dzień śpi, a całymi nocami gapi się w gwiazdy). Ale pamięta pani, mówiłem o maniaku, który, podobnie jak ja w młodości, chce żyć wiecznie? Nazywa się Weller, pawilon numer dziewięć. Jest cały skoncentrowany na swoim zdrowiu i długowieczności. Ten bodaj dożyje nawet roku dwutysięcznego osiemdziesiątego, kiedy przylecą Wuferianie, aby się nam przedstawić. Jada wyłącznie zdrowe pożywienie, dokładnie wyliczając jego skład chemiczny. Mieszka w hermetycznie zamkniętym i sterylnym pomieszczeniu. Nigdy nie zdejmuje rękawiczek. Ja i służba porozumiewamy się z nim