Znowu zaczęła się turlać. Nic nie widziała. Czuła tylko, że idzie za nią, i podejrzewała,

prostacki, tym bardziej prostackie powinny być pochwały. Ponieważ doktor Korowin najwyraźniej do głupców nie należał, pani Lisicyna zaczęła tkać swą sieć w szczególnie dyskretny sposób. Nagle poważniejąc, powiedziała: – Bardzo mnie pan intryguje. Chciałabym zrozumieć, co z pana za człowiek. Po co dziedzic Korowińskich milionów traci najlepsze lata życia i ogromne środki na kurowanie wariatów? Proszę mi powiedzieć, czemu postanowił pan zająć się psychiatrią? Zblazowanie? Pusta ciekawość i pogarda dla ludzi? Chęć pogrzebania zimnymi rękoma w ludzkich duszach? Jeśli tak, to ciekawe. Ale podejrzewam, że przyczyna może być jeszcze bardziej niezwykła. Po pańskiej twarzy widać, że nie jest pan zblazowany. Ma pan żywe, gorące spojrzenie. Chyba że się mylę i błyszczy w nim tylko czysta ciekawość... Kobieta musi dać mężczyźnie do zrozumienia, że wydaje się jej nieskończenie interesujący, że ona tylko widzi, jaki jest wyjątkowy i do nikogo niepodobny, a już mniejsza, czy w dobrym, czy niedobrym sensie – na tym właśnie polega w istocie pierwsza reguła. Trzeba powiedzieć, że Polina Andriejewna nie musiała specjalnie udawać, bo zupełnie szczerze uważała, że każdy człowiek, jeśli przyjrzeć mu się jak należy, jest jedyny w swoim rodzaju i choćby dlatego interesujący. Tym bardziej osoba tak niezwykła jak Donat Sawwicz Korowin. Doktor badawczo przyjrzał się rozmówczyni, jakby oswajając się z przemianą, jaka w niej zaszła. Przemówił cicho, tonem zwierzenia: http://www.oczyszczalnie-sciekow.biz.pl – Co jest potwornego w nazwisku „Borejko”? – spytała Polina Andriejewna, uśmiechając się jeszcze przyjaźniej, i powtórzyła, jakby smakując: – Borejko, Borejko... Jak najzwyklejsze nazwisko. – W tym właśnie rzecz – z powagą wyjaśnił doktor. – Nie znosimy wszystkiego, co zwykłe; co zwykłe, to dla nas wulgarne. Na przykład „Lidia Jewgieniewna” brzmi melodyjnie, szlachetnie. Proszę powiedzieć – zwrócił się do brunetki, zachowując wciąż ten sam, pełen szacunku wyraz twarzy – dlaczego pani jest zawsze ubrana na czarno? Czy to żałoba po pani życiu? Polina Andriejewna roześmiała się, doceniwszy oczytanie Korowina, ale Lidia Jewgieniewna cytatu z nowomodnej sztuki, zdaje się, nie rozpoznała. – Noszę żałobę, bo na świecie nie ma już prawdziwej miłości – odpowiedziała posępnie młoda dama, siadając do stołu. Uczta w samej rzeczy była zachwycająca, doktor powiedział prawdę. Polina Andriejewna,

biuletyn, żeby mieć oko na nieznajomych, których szczególnie interesuje strzelanina w Bakersville, więc zawiadomiliśmy barmanów. No i dzisiaj około siódmej zjawia się ten gość i znowu zaczyna swoje. Tyle że tym razem uczepił się policjantki Conner. – Wzrok oficera prześlizgnął się na Rainie. – Pani wybaczy, ale Duncan twierdził, że wie na pewno, jakoby zabiła pani swoją ma... panią Conner. – Najwyraźniej wydawało mu się, że zabrzmi to bardziej uprzejmie. – Powiedział, że ma dowód, ale kiedy Ed próbował coś wysondować, Sprawdź – A umiesz, siostrzyczko, z broni palnej strzelać? – spytał Lentoczkin drwiąco. – A na jaki dzyndzelek trzeba nacisnąć, wiesz? Niedbale, rozkołysanym krokiem szedł prosto na nią. Diamenty na klindze zmatowiały od krwi i już nie lśniły. – Wiem! Rewolwer „Smith-Wesson” typ Double-Action, kalibru 45, sześć naboi z centralną spłonką, spust podwójnego działania – wypaliła pani Lisicyna wiadomości zaczerpnięte z podręcznika balistyki. – Kula wagi trzech zołotników, początkowa prędkość – sto sążni na sekundę, z dwudziestu kroków przebija trzycalową deskę sosnową. Szkoda tylko, że głos jej się łamał. Ale nic, i tak podziałało. Lentoczkin zamarł. Popatrzył z zastanowieniem w czarną dziurę lufy. – A gdzie colt kalibru 38? – spytała pani Polina, idąc za ciosem. – Ten, z którego zastrzelił pan Lagrange’a? Proszę mi go dać zaraz, ale powoli, rękojeścią do przodu. Kiedy Alosza nie posłuchał, już niczego więcej nie mówiła, tylko odciągnęła kurek.