ilekroć miałaś problem do rozwiązania, szłaś popływać albo urządzałaś sobie konną przejażdżkę. Ponieważ nie

pierwszym dzieckiem. - Złociste oczy dziewczyny rzucały jej wyzwanie. Marla poczuła sie winna. Miała ochote skłamac, ale nie zrobiła tego. Cissy natychmiast by ja przejrzała. Kłamstwo mogłoby tylko pogorszyc sytuacje. - Jeszcze nie. Cissy gwałtownie wypusciła powietrze. Jej wargi wykrzywił usmiech bolesnej ironii. - To pewnie ju¿ sobie nie przypomnisz. Nigdy - powiedziała. - Oczywiscie, ¿e sobie przypomne. Daj mi tylko troche czasu. - Marla dotkneła znowu policzka dziewczyny, ale Cissy drgneła i odsuneła sie szybko, jak oparzona. - Wiesz, ¿e wpadłas tu jak bomba jakis czas temu. Zachowywałas sie jak wariatka, jakbys zobaczyła ducha albo cos w tym rodzaju i przeraziłas mnie na smierc. - Och, kotku... - A potem - przerwała jej Cissy, podnoszac troche głos - a potem... a potem... znalazłam cie na korytarzu... wymiotowałas i krzyczałas i... och, mamo. - Głos nagle jej sie załamał. http://www.my-medyczni.org.pl/media/ dziewczynki. Czy naprawde była tak bezmyslna i okrutna dla własnej córki? - Bardzo sie starasz, ¿eby nie pasowac. A wystarczyłoby, ¿ebys spróbowała sie troche dostosowac. W naszej rodzinie wszyscy swietnie sie uczyli. Twój ojciec był w Stanford, a potem studiował na Harvardzie. Twoja mama studiowała w Berkeley. Ja byłam w Vassar, a... - Wiem, dziadek skonczył Yale. Wielkie rzeczy. Nie o to mi chodziło. No a wujek Nick? Nie wyłamał sie przypadkiem, czy cos w tym rodzaju? Nastapiła nieprzyjemna cisza. Marla wyczuła, ¿e Cissy udało sie w koncu wyprowadzic babke z równowagi. - Nick poszedł swoja własna droga, ale nie mówmy o tym

wiecznosc sekund w cudownym zagłebieniu jej pepka. W 410 koncu uklakł, obejmujac dłonmi jej posladki, i wtulił twarz w miekkie loki u zbiegu jej nóg. - Teraz, kochanie - wymruczał, muskajac oddechem jej wra¿liwa skóre. Sprawdź - Nie ma problemu - usmiechnał sie zimno. - Ja te¿. 17 A co ja bede z tego miała? - Julie Delacroix Johnson siedziała na fotelu w swoim mieszkaniu w Santa Rosa. Miała na sobie krótka spódniczke i obcisły czarny sweterek. Zało¿yła noge na noge, nerwowo machajac stopa, z której powoli zsuwał sie pantofel bez piety. Wpusciła Nicka i Walta do domu, ale była czujna. Jej ma¿, Robert, który wygladał na jakies osiemnascie lat, przygladał sie im nieufnie. Przyniósł sobie krzesło z kuchni, odwrócił je oparciem do przodu i usiadł okrakiem. W reku trzymał puszke piwa. Kiedy sciskał ja w dłoniach, jego wielkie bicepsy zdawały sie rozsadzac rekawy koszulki. Starał sie