- Żeby pani wiedziała! Wreszcie się w czymś zgadzamy.

Sandy usiadła przy stole. – Wiem, że to dla was trudny okres – zaczął Avery. – Chryste Panie – jęknęła tylko. Shep westchnął ciężko, wstał i ukroił sobie trzeci kawałek szarlotki. – Pozwólcie – próbował opanować sytuację Avery – że wyjaśnię wam krok po kroku całą procedurę. Może wtedy lepiej zrozumiecie, co próbujemy zdziałać. Najbliższe pół roku lub nawet rok, to kluczowy okres dla przyszłości Danny’ego. Sandy podniosła rękę. – Dlaczego mamy czekać aż rok? – Bo tyle zajmie wszystkim przygotowanie się do narady poprzedzającej proces. To nie błahostka. – Ale Danny nie może wrócić do domu, prawda? Powiedział pan, że nie zwalnia się za kaucją młodocianych morderców. Więc jak to jest? Mój syn nie był jeszcze sądzony, nie został uznany winnym morderstwa, ale spędzi co najmniej sześć miesięcy w poprawczaku? Rany boskie, i to jest legalne? – Takie jest prawo. – No to pieprzyć to prawo! – Sandy zachowywała się histerycznie i wiedziała o tym. Avery Johnson obdarzył ją znowu uspokajającym uśmieszkiem, ale ton jego głosu zaostrzył się. – Pani O’Grady, wiem, że nie chce pani tego przyjąć do wiadomości, ale istnieje duże http://www.merce-infos.com.pl/media/ wiedzieć, dlaczego zdarzyło się to właśnie w moim mieście, jeżeli mam kiedykolwiek jeszcze spokojnie spać. – To nie twoja wina, Rainie – powtórzył Quincy. Pokręciła niecierpliwie głową, – Wyjaśnij mi, dlaczego do tego doszło. Muszę to zrozumieć. Z powodu broni? Jako policjantka powinnam wprowadzić zakaz jej posiadania? A może to gry wideo, krwawe filmy i książki... Wszystko przez nie? – Może, częściowo. Ale z drugiej strony, czy cenzura w Hollywood i zakaz używania broni położą kres podobnym przestępstwom? Moim zdaniem, nie. Niektórzy ludzie, nawet dzieci, mają w sobie tyle gniewu. – A więc to nieuniknione? Staliśmy się cywilizacją przemocy i nic na to nie poradzimy? – Nie sądzę. Zawsze coś można zrobić. Jesteśmy inteligentnym społeczeństwem, Rainie. – Powiedz to George’owi Walkerowi. Powiedz to rodzicom Alice Bensen. Na pewno nie

Za cel wziął sobie ciebie. Jestem tego prawie pewny. Proszę cię, opuść mój dom. Glenda mocniej ścisnęła słuchawkę. Była sama w gabinecie Quincy'ego i patrzyła na pudełko z papierem. Jeden arkusz wysłała już do laboratorium. Żałowała... Żałowała, że w ogóle podjęła się tej sprawy. - Chyba nie powinnam z tobą rozmawiać - powiedziała cicho. Sprawdź wyglądał statecznie, był przystojny i robił wrażenie opanowanego. Bethie zerknęła na niego i pożałowała, że nie włożyła małej czarnej. Ten mężczyzna nie powinien umawiać się z jakąś matką w średnim wieku. Mężczyzna taki jak on powinien raczej umawiać się z żującą gumę młodą blondyną. Wysiadła z taksówki, podświadomie gładząc spódnicę godną matrony. Tristan odwrócił się, zauważył ją i zawołał: - Elizabeth, tak się cieszę, że przyjechałaś! Naprawdę nie wiedziała, co powiedzieć. Stała jak idiotka, ściskając torebkę w dłoniach. On zaś popatrzył na nią i wyciągnął rękę. Bethie nie mogła złapać tchu. Wciąż się uśmiechał i cierpliwie spoglądał na nią niebieskimi oczami. Nagle uświadomiła sobie, że wiedział. Wiedział, że jest zdenerwowana, więc uśmiechał się, żeby to wszystko trochę jej ułatwić.