Upadł. Usłyszał brzek tłuczonego szkła. Odłamki szkła zalsniły

zdrowa. Połkneła dwie aspiryny, popijajac woda z silnym postanowieniem, ¿e ból jej nie powstrzyma. Poszła do kuchni i zda¿yła jeszcze po¿egnac sie z Cissy, która ze spakowanym plecaczkiem własnie wychodziła do szkoły. Alex, jak poinformowała ja Carmen, wyszedł ju¿ do biura. Marla zastanawiała sie, czy w ogóle raczył wrócic na noc. Gdzie był? Z kim sie spotkał? Dlaczego, na Boga, wymykał sie ukradkiem z domu w srodku nocy? Postanowiła, ¿e dowie sie tego. Musi tylko zdecydowac, czy zapyta go o to wprost, czy najpierw sama troche poweszy. Cos jej mówiło, ¿e jest w tym niezła, choc za nic nie mogła sobie przypomniec dlaczego. Ale to nie miało znaczenia. Miała ju¿ serdecznie dosc bycia ofiara i odgrywania roli chorowitej, nie nadajacej sie do niczego ¿ony i matki. Jeszcze jedna bzdura. - A Nick? - spytała Marla Carmen, ociagajac sie z wyjsciem z kuchni, gdzie Elsa, kucharka, marynowała ju¿ mieso na obiad. Była to pote¿na kobieta o cie¿kich piersiach, grubej talii i wesołych oczach. Nucac cos pod nosem, wcierała przyprawy w kawał wołowej poledwicy. http://www.medycznie.edu.pl pierwotny i troche niebezpieczny. Rozmyslajac o Nicku, przygladała sie uwiecznionym na zdjeciach członkom rodziny obecnym na przyjeciu weselnym. Eugenia, w kreacji barwy indygo, z dumnie uniesionym podbródkiem, stała koło siwowłosego, dystyngowanego me¿czyzny, wyraznie znudzonego uroczystoscia. Samuel Cahill, domysliła sie Marla. I kolejne zdjecie, przedstawiajace dwoje starszych ludzi stojacych koło młodej pary. Jej rodzice, bez watpienia. Marle nagle cos scisneło w gardle. Kobieta, bardzo szczupła, miała krótkie ciemne włosy, przenikliwe oczy, spiczasta brode i wyniosły wyraz twarzy. Koscista figure tej damy opinała bladoró¿owa suknia. Me¿czyzna u jej boku był wysoki i mocno zbudowany, w typie Johna Wayne'a.

Co z tego? W nadziei, ¿e mo¿e któres z nazwisk członków klubu z kims lub czyms jej sie skojarzy, jeszcze raz przejrzała ksia¿eczke adresowa. Niektóre z nazwisk wydały jej sie znajome, ale ¿adne nie kojarzyło sie jej z konkretna twarza. Smith, Johnson, Walters - to wszystko popularne nazwiska, nie przypomniały jej jednak ¿adnych osób. Sprawdź Nick zjechał na przystan nad Zatoka Richardsona i zaparkował na miejscu dla mieszkanców. - Pam mieszkała na barce? - spytała Marla, patrzac na kołyszace sie przy drewnianym pomoscie pływajace domy. - Odkad sie rozwiodła. - Nick wskazał spłowiały od słonca dok przy dwupietrowym domku, a Marla miała wra¿enie, ¿e zaraz zobaczy ducha. Próbowała wyobrazic sobie widziana na zdjeciach kobiete, mieszkajaca tu dzien po dniu, wracajaca do tego domu z zakupami, dzwoniaca do córki, planujaca sprzeda¿ kolejnych nieruchomosci... ale niczego nie potrafiła sobie przypomniec. Rozpaczliwie usiłujac przypomniec sobie cokolwiek, co dotyczyło tej kobiety, Marla wyskoczyła z furgonetki i