Alecowi znajomy.

może zginął? Został ujęty przez ludzi, chroniących regenta, i przez nich uśmiercony? Nie chciała nawet dopuścić do siebie myśli, że ukochany może już nie żyć. Wiele do tej pory musiała znieść, a jeszcze więcej siły i przytomności umysłu będzie potrzebowała, by zmierzyć się z tą szaloną kobietą. Wiedziała teraz, jak czuje się schwytana przez kota mysz, gdy on z nią igra, nim ostatecznie pozbawi ją życia. - Nie powinnaś była opowiadać kłamstw o twoim opiekunie, droga Becky. - Nigdy tego nie robiłam. To Michaił jest kłamcą. Eva Campion smagnęła ją po twarzy szpicrutą. - Nienawidzę łgarzy! - Ja nie kłamię. - Owszem. Śliczne z ciebie stworzenie, prawda? Stanowczo zbyt śliczne. Wiesz, co tu mam? - wycedziła Eva, pokazując jej małą buteleczkę, wypełnioną gęstym płynem jasnego koloru. Becky przymknęła na moment oczy. - Nie. - To witriol. Zagęszczony kwas siarkowy. W Londynie ciągle zdarzają się ataki z jego użyciem. Człowiek oblany zawartością takiej flaszeczki traci wzrok, zostaje poparzony i straszliwie oszpecony. Spójrz tylko! Eva oderwała ostrym szarpnięciem kawałek rękawa od sukni Becky, rozłożyła go płasko na stole, a potem nalała na niego trochę płynu. Kwas błyskawicznie wyżarł dziurę w http://www.medycynapracy.net.pl/media/ - O, tak. Nie ma jeszcze roku, a już rządzi całym pałacem. - Na wspomnienie bratanicy złagodniały mu oczy. - Może jej urok bierze się stąd, że jest bardzo podobna do matki. Bella delikatnie wysunęła rękę z jego dłoni. Jakiś czas temu słyszała plotki, że Edward był zakochany w swej bratowej. Nie trzeba było aż tak dobrego obserwatora jak ona, by dostrzec uczucie, z jakim o niej mówił. Musi to koniecznie odnotować. Być może ta informacja kiedyś się przyda. - Pozwoli pan, że się pożegnam. Pora, żebym wróciła do pokoju. - Dlaczego? Jest jeszcze wcześnie. Sam nie rozumiał, czemu próbował ją zatrzymać. Nawet nie przypuszczał, że będzie mu się z nią tak dobrze rozmawiało. W ogóle nie sądził, że kiedykolwiek będzie miał ochotę z nią rozmawiać. - Zwykle kładę się wcześnie. - W takim razie pozwoli pani, że ją odprowadzę. - Proszę nie robić sobie kłopotu, znam drogę. Dobranoc, Wasza Wysokość - powiedziała i zniknęła w mroku alei. Co ona w sobie ma? Na pierwszy rzut oka zdawała się tak bezbarwna, że mogła wtopić się w każde tło. A jednak... Idąc w stronę pałacu, postanowił rozszyfrować, skąd bierze się tajemniczy urok lady Isabell. Bawiąc się w odkrywanie prawdy ukrytej pod maską dobrego wychowania, mógł choćby na chwilę zapomnieć o Blaque. Bella nie sprawdziła, czy za nią poszedł. Pośpiesznie weszła do pałacu przez ogrodowe drzwi i od razu skierowała się ku schodom. Miała wrodzony dar bezszelestnego poruszania się, a jej obecność była tak dyskretna, że z łatwością potrafiła pozostawać niemal niezauważona. Z biegiem czasu udoskonaliła tę umiejętność i często ją wykorzystywała, zawsze z doskonałym skutkiem. Szła po schodach pewnie, nie oglądając się za siebie. Była zdania, że ten, kto musi sprawdzać, czy nie jest śledzony, już wpadł w tarapaty. Gdy znalazła się w swoim pokoju, najpierw starannie zamknęła drzwi, a potem sprawdziła, czy zasłony są szczelnie zaciągnięte. Dopiero wtedy zrzuciła swoje wygodne, praktyczne pantofle. Spojrzała na nie z niechęcią, ale podniosła je i schowała do szafy. Kobieta, za jaką chciała uchodzić, na pewno nie rozrzucałaby swoich rzeczy po całym pokoju. Z tej samej przyczyny jej skromna koktajlowa sukienka powędrowała do garderoby, choć lady Isabell była zdania, że już dawno powinna trafić na śmietnik. Stała na środku pokoju w króciutkiej koszulce wykończonej koronką. Szczupła, smukła, długonoga kobieta o mlecznobiałej karnacji. Kiedy z westchnieniem ulgi wyciągnęła z koka długie szpilki, jej bujne włosy opadły ciężko, przykrywając plecy. Nikt, kto znał skromną lady Isabell Swan, nie potrafiłby pojąć tej niezwykłej transformacji. Rola, którą odgrywała od dziesięciu lat, była dopracowana w każdym szczególe. Lady Isabell uwielbiała jedwab i koronki, ale zredukowała je do ozdób swoich nocnych strojów i bielizny. Lny i tweedy bardziej pasowały do wizerunku, który z takim trudem tworzyła.

- Tylko że wtedy on zacznie naciskać - zauważył. - Nie szkodzi. Niektórzy mężczyźni w takiej sytuacji stają się wyjątkowo uczynni. - Proszę wybaczyć, że drążę być może nazbyt osobiste kwestie, ale jaki rodzaj uczynności ma pani na myśli? - Myślę o tym, że słabość do kobiet można łatwo wykorzystać. Przy odrobinie sprytu da się z niego wyciągnąć mnóstwo cennych informacji. To on oprowadził mnie po Centrum Sztuki i pokazał mi bazę morską w Hawrze. - Po tych słowach zawiesiła głos. Blaque musi wiedzieć o jej spotkaniach z Edwardem, postanowiła więc wykorzystać tę wiedzę jako dowód swej prawdomówności. - Wystarczyło, że zapytałam, w jaki sposób chroni się bezcenne zbiory - wyjaśniła po chwili - a książę bez wahania pokazał mi cały system zabezpieczeń, łącznie z ukrytymi kamerami, czujnikami i centrum monitoringu. - Znowu zrobiła znaczącą pauzę. - Musi pan wiedzieć, że kobiecie jest łatwiej. Im większą okazuje ignorancję, tym więcej się dowiaduje. Sprawdź - Mówiłeś, że chciałeś porozmawiać... - Skłamałem. - Delikatnie ugryzł ją w ucho. - Chciałem się z tobą kochać. Nie mogłem przestać o tym myśleć, więc spotkanie zarządu i kolacja w klubie to była prawdziwa męka - mówił, rozpinając jej sukienkę. - Najgorsze, że musiałem powiedzieć parę słów - mruczał, gładząc ciepły jedwab, który miała pod spodem. - Cały czas wyobrażałem sobie, że się z tobą kocham, więc nie wiem, czy nie nagadałem jakichś bzdur. - Nie chciałabym przeszkadzać ci w pełnieniu oficjalnych obowiązków - mruknęła, całując go w szyję. - Ale to robisz. Siedziałem tam jak na tureckim kazaniu. Dziesięciu nadętych facetów gadało o poważnych sprawach, a ja wyobrażałem sobie, że ty też tam jesteś. Siedziałaś naprzeciwko mnie, z rękami skromnie ułożonymi na kolanach, ubrana tylko we włosy. - Co takiego? - Z wrażenia przestała rozpinać mu koszulę. - Ja? Nago w sali konferencyjnej? - Żebyś wiedziała! - Roześmiał się, rozbawiony jej poważnym tonem. - Teraz rozumiesz, dlaczego nie mogłem się skupić. - Wolał nie wspominać, że czuł także strach. Wprost nie mógł usiedzieć w miejscu, gdy dopadały go natrętne myśli o rym, że Bella została sama, zdana na łaskę Blaque'a. - Z tej tęsknoty przyszedłem tutaj - wyjaśnił. - I zasnąłeś. - Co w tym złego? Miałem nadzieję, że docenisz komizm sytuacji wynikający z odwrócenia ról. W bajce to książę budzi królewnę. Miałaś szansę zrobić to na odwrót. - Jeszcze nic straconego. - Ujęła jego twarz w dłonie i delikatnie pocałowała w usta. Pieściła go lekkimi pocałunkami, drażniła końcem języka. Cieszyła się, czując jego rosnące podniecenie. Skoro tak bardzo za nią tęsknił przez cały dzień, przynajmniej spędzą razem tych kilka nocnych godzin. Rozpięła mu koszulę, a on zsunął z jej ramion sukienkę. Miała pod nią przepiękną bieliznę z bursztynowego jedwabiu i koronki. Z rozkoszą dotykał miękkiego materiału, przez który płynęło do niego ciepło jej ciała. Wyjął spinki z jej włosów, a kiedy opadły, okrywając jego twarz, wdychał ich ulotny zapach. Była taka piękna, wreszcie realna, cała jego. Przesunął dłonią po jej biodrze, musnął uda. Wtedy poczuł pod palcami coś twardego. Po chwili wiedział już, co to jest. Pod opaską z czarnej gumy i skóry tkwił sprężynowy nóż. Błyskawicznie zorientowała się, co się stało. Namiętność ostygła tak szybko, że po jej rozgrzanej skórze przebiegł chłodny dreszcz. Przez moment leżała na nim bez ruchu. Kiedy zaczęła wstawać, nie próbował jej zatrzymać. - Bennett, przepraszam cię - szepnęła, odgarniając włosy.