jeden cios, by powalić przeciwnika. Ohydny odgłos chłeptania trwał dalej,

chce pieniędzy. Kelsey poczuła się w obowiązku stanąć w obronie przyjaciółki. - Jeśli się nie mylę, panie Latham, matka Sheili zostawiła panu pewną sumę, przeznaczając ją na koszty wychowania Sheili. Poza tym macie kilka wspólnych rachunków powierniczych, prawda? - Jesteś przemądrzała, co? Całe twoje pokolenie nie ma w sobie za grosz wdzięczności. Jak myślisz, ile kosztuje szkoła? A dentysta, książki, ubrania? Do diabła, matka Sheili nie mogła zostawić tyle, ile ta dziewczyna naprawdę mnie kosztowała. A nie wiem nawet, czy się kiedykolwiek do mnie odezwie. - Musi jednak się z panem kontaktować ze względu na pieniądze - upierała się Kelsey. Latham zbliżył się do niej o krok. Gdybym spotkała go na ulicy, pomyślała, nie przestraszyłabym się. Wygląda nawet na porządnego i przyjacielskiego. Normalny facet, z rodzaju tych, którzy w niedzielę siedząc w fotelu oglądają http://www.meble-na-wymiar.biz.pl tylko jazzu. Najchętniej poddałaby się tej muzyce bez reszty, zapomniała o pracy, o czekającej ją podróży, a nawet o otaczających ją oddanych przyjaciołach. Kochała Nowy Orlean od chwili przyjazdu, nie tylko za to, że miasto było pełne życia oraz historycznych pamiątek, kochała je głównie ze względu na wszechobecną muzykę. Jessice wystarczyło zamknąć oczy, by poczuć, że jest tylko ona i przenikające ją dźwięki, które dawały poczucie ukojenia. Cóż, chyba na niewiele osób słynna Bourbon Street miała równie kojące działanie... Nagle z tego miłego stanu wytrąciło ją poczucie, że coś jest nie tak, że ktoś wpatruje się w nią intensywnie. Gwałtownie otworzyła oczy i rozejrzała się. - Hej, słyszałaś, co powiedziałam? - Maggie Canady szturchnęła ją lekko.

Nie widziała go od lat, poznała jednak natychmiast. Był wysoki i opalony, miał w sobie jakąś prężność. Kelsey musiała przyznać, że świetnie wyglądał i mógł robić wrażenie na kobietach, choć zachowywał się zbytprzypochlebiająco. Czarne kręcone włosy, nieco dłuższe, okalały szczupłą twarz z ostrym podbródkiem Sprawdź rozumie, czym jesteśmy i czego potrzebujemy. Nasz tak zwany król jest idiotą, wierząc, że ludzkość zaakceptuje nas, kiedy zaczniemy żyć według jej reguł. Ale czym jest ludzkość? Stadem, które dostarcza nam pożywienia, niczym więcej. Władca to wie, dlatego czczę jego, zaś króla mam za głupca. I chociaż kusisz mnie bardziej niż sam grzech, nie poważę się sięgnąć po własność naszego Władcy. - Nie należę do Władcy, tylko do samej siebie - odparła. Robiło jej się słabo, gdy pomyślała o tych wszystkich młodych kobietach, które Henri uśmiercił. O takich kobietach jak Mary. Nie, to RS 213 było co innego. Henri wypijał całą krew, więc jego ofiary umierały, zaś Władca potrafił swoje ofiary wezwać do życia