oczu napływały łzy. - Ja... byłam w nim zakochana i nie chciałam, żeby coś mu się stało. Nie mogłam uwierzyć... -

scena, która nagle z przera¿ajaca dokładnoscia wypłyneła na powierzchnie jej pamieci. - Nie pozwole na to - warknał Alex. - Nie pozwole ci go zabrac. 401 - Tak? To patrz, ty draniu - odpaliła, podchodzac do niego. - Pozwe cie do sadu, nie zawaham sie przed niczym, byle moje dziecko nie dorastało w tej... tej groteskowej sytuacji. Gdzie on jest? - Tu go nie ma. - Kłamiesz! - Sama sie przekonaj. - Jesli zrobiłes mu krzywde... - Głos jej sie załamał, na sama mysl o takiej mo¿liwosci ¿oładek podszedł jej do gardła. - Przysiegam, ¿e... - Nigdy bym go nie skrzywdził. Został ukryty, to wszystko. - Nie wierze ci. - Wbiegła na góre schodami, przeskakujac po dwa stopnie. Nie poszedł za nia. O Bo¿e, mówił prawde. Gdy otworzyła drzwi do sypialni, serce biło jej http://www.meble-designo.com.pl 394 zamykajacy wszystkie drzwi na klucz i trzymajacy rewolwer w szufladzie biurka. Kim jest ten człowiek, jej ma¿? Spojrzała na slubna obraczke, która nosiła na rece, i zacisneła palce na rewolwerze. I kim jest ona sama - ona, która pamieta narodziny dziecka, choc wczesniej poddała sie sterylizacji? Nie jestes Marla Cahill, powtarzał jakis głos. Wiedziałas o tym od chwili, gdy wyszłas ze spiaczki i usłyszałas to imie. Conrad Amhurst o tym wie. Cissy o tym wie. Mały James zaczał płakac, kiedy pierwszy raz wziełas go na rece, a Coco zachowuje sie, jakbys była wiedzma. Całe twoje ¿ycie to jedno wielkie kłamstwo, Marla czy Kylie, czy kim tam jestes. Kłamstwo na resorach.

Z pomoca pielegniarki Marla zdołała napic sie troche wody, która spłyneła chłodna stru¿ka miedzy jej popekanymi wargami, miedzy drutami krepujacymi jej szczeke i dalej, w suche, spragnione gardło. Ale ¿oładek odmówił współpracy. Przez chwile Marla miała wra¿enie, ¿e zaraz wszystko zwróci. Sprawdź - Idziemy. - Nick wział Marle pod ramie i pociagnał za soba korytarzem. Sciany były wyło¿one drewnem, a z szerokich okien rozciagał sie widok na zatoke. Mineli kilka du¿ych sal z miekkimi kanapami i fotelami, lampami i stolikami, z których, jak podejrzewał Nick, rzadko korzystano. Osrodek był luksusowy. Elegancki. Ale był to tylko dom opieki. Miejsce, gdzie bogaci ludzie przybywaja, by umrzec. W recepcji Nick sprawdził ksia¿ke odwiedzin. Jesli Alex był tu w ciagu kilku ostatnich dni, nie zawracał sobie głowy ¿adnymi wpisami. - Chodzmy stad - zwrócił sie Nick do Marli. Ochroniarz wypuscił ich przez sterowane elektronicznie szklane drzwi,