- Popracujemy nad tym. Amity to dobry człowiek. Potrafi zebrać dowody.

– Becky, wiesz, przed kim się schowałaś? Dolna warga małej zaczęła drżeć. – To był ktoś, kogo znasz? Becky spuściła wzrok. – Wszystko w porządku, kochanie. Już będzie dobrze. Jesteś bezpieczna. – Rainie zerknęła na pozamykane klasy. – Nikt cię nie skrzywdzi. Muszę tylko wiedzieć, kto to zrobił. Pomożesz mi, Becky? Becky O’Grady pokręciła głową. – Zastanów się, słoneczko. Zastanów się. Mijały kolejne minuty. Dziewczynka wciąż milczała. W końcu odwróciła się i zwinęła w kłębek. Rainie ogarnęła całkowita bezradność. Tymczasem Walt i Emery przenieśli Bradleya na łóżko. Koszula Chucka przytrzymywała grubą warstwą chusteczek na piersi rannego. Twarz woźnego wciąż była sino-blada, ale wydawało się, że rannemu łatwiej oddychać. Jeden punkt dla chłopców z pogotowia. Rainie rozejrzała się. Walt w poszukiwaniu chusteczek wyrzucił połowę zawartości schowka na korytarz. Na podłodze pełno było rozniesionych butami śladów krwi. Drzwi do klas pozostawały złowrogo zamknięte. U stóp Rainie leżała zwinięta w pozycji embrionalnej Becky O’Grady. A dalej martwa nauczycielka. I dwa mniejsze kształty. Jezus Maria, co się stało w K-8 w Bakersville? http://www.meble-biurowe.info.pl/media/ Zgodnie z procedurą pozwoliła włączyć się automatycznej sekretarce. - Cześć, kotku - odezwał się delikatny głos. - Podobno wprowadziłeś politykę dostępności. Kapuję. Bóg wie, że tutaj nie ma z kim pogadać. Szkoda twojej pociągającej córki. Ale nie żal mi twojej byłej. Quince, na ulicy mówi się, że ktoś ma twój numer. Nie martw się, kochasiu. Postawiłem na ciebie w więziennym totku. Sto do jednego - to mój styl. Do dzieła, dziewczyno! Życie jeszcze nie było takie zabawne. Dzwoniący odłożył słuchawkę. Glenda pomyślała, że ten telefon był dobry, wystarczająco długi, żeby go namierzyć. Co prawda założenie podsłuchu niczego nie dowiodło, chyba poza udokumentowaniem faktu, że wielu więźniów czyta gazetki więzienne. Połowa dzwoniących z przyjemnością podawała swoje nazwiska i nazwę więzienia. Wyszła z gabinetu i spostrzegła Quincy'ego w kuchni. Stał z małą walizką

- Gówno prawda! Rzucasz mi kolejny okruch i oboje dobrze o tym wiemy. Jesteś agentem FBI. Masz dostęp do laboratorium kryminalistycznego. Masz sto razy więcej kontaktów niż ja. - Wszyscy oni chcieliby wiedzieć, dlaczego wciąż zadaję pytania. I wszyscy będą grzebać w życiu mojej rodziny i osądzać mój stan ducha, nawet jeśli są zbyt delikatni, by oskarżać mnie o negację. Sprawdź okręgowego. - odparła Kimberly - Nie wspominając o grzebaniu w sprawach kryminalnych. - Dla Shandlinga nie ma znaczenia, czy coś jest proste lub tanie. Prowadzi wojnę i nie zważa na koszty! - A więc chcesz czy nie - spytała Kimberly - żeby Ronald okazał się twoim ojcem? - Nie wiem. Po prostu nie wiem. 180 Kimberly nie odzywała się przez chwilę, po czym dodała: - Rainie, nigdy nie sądziłam, że jesteś taką pesymistką. - Boże! Musisz wrócić na uczelnię! - Ale to prawda! Być może czeka cię coś pięknego, a ty zwyczajnie chcesz się tego pozbawić! Rety...! - Kimberly zamrugała ze zdziwienia. -