Potem usłyszał plotki.

– Tak, to chyba niezupełnie zdrada... Chociaż ja o takiej miłości wiem niewiele... Pan Feliks przez całe życie nie cierpiał mazgajów, ale ten dziwak, nie wiadomo dlaczego, ogromnie mu się podobał. Do tego stopnia, że – rzecz niewiarygodna! – pułkownikowi nagle zupełnie odechciało się podchodzić rozmówcę, co go zresztą samego zdziwiło. Zamiast wypytać idealnego informatora o podejrzanego (a doktor Korowin mimo wszystko znalazł się u Lagrange’a na specjalnej liście), policmajster nagle zaczął mówić w zupełnie niewłaściwym sobie stylu. – Drogi panie, niech pan posłucha, jestem tu na wyspie drugi dzień... To znaczy, ściśle mówiąc, dopiero pierwszy, bo przyjechałem wczoraj wieczorem... Dziwne to miejsce, do niczego niepodobne. Czego tylko człowiek dotknie, czemu tylko się przyjrzy – wszystko rozpływa się jak mgła. Pan przecież jest tu już od dawna? – Trzeci rok. – Czyli przywykł pan. Proszę mi powiedzieć otwarcie, bez obsłonek, co pan o tym wszystkim myśli? Ostatnie słowa, nieokreślone i nawet dziwne w ustach człowieka nawykłego do jasnych sformułowań, pułkownik uzupełnił równie niejasnym gestem, obejmującym jakby klasztor, miasto, jezioro i coś jeszcze. Rozmówca minio to doskonale go zrozumiał. – Pan o Czarnym Mnichu? – Tak. Pan w niego wierzy? http://www.makabiwarszawa.pl – Myślałby kto, habit i stare buciory! Jakby nawet ktoś znalazł, toby się nie przejął. Ach! – Aleksy Stiepanowicz klasnął nagle w ręce, patrząc z przerażeniem na coś za plecami pani Lisicyny. – Wa... Wasilisk! Niestety, Polina Andriejewna dała się nabrać na nieskomplikowany, dziecinny podstęp. Największy mędrzec ma coś z dziecka. Odwróciła się, spłoszona, wpatrzyła w ciemność. Czy to naprawdę cień świętego Orędownika się zjawił, by swojego skarbu bronić? Cienia żadnego nie było, za to zwinny Alosza skorzystał z tej jednej chwili, pochylił się i ruszył pędem w głąb galerii. – Stój! – zawołała Polina Andriejewna strasznym głosem. – Stój, bo strzelam! I sama też chciała rzucić się w Dojście. Przeszkodził jej w tym jęk. Ciężki, pełen niewypowiedzianego cierpienia. Odwróciła się i zobaczyła, że starzec Izrael oparł się na łokciu i wyciąga do niej drżącą, wychudłą rękę.

bohaterowie „Gazette des Tribunaux”, rubryk Vols, Assassinats, Suicides. Bezimienni samobójcy – odcięci od stryczka, 6/86 odrzuceni przez rzekę i pozbierani do okruszka po wystrzale w skroń. Ofiary noży Sprawdź pułkownik, jak zawsze zresztą, spał znakomicie i skoro już się ocknął, to wstrząs musiał naprawdę być nie byle jaki. – Co to? – Lagrange, nie całkiem rozbudzony, nie umiał sobie przypomnieć, gdzie jest, ale od razu popatrzył na drzwi. – Mąż? Dama (jak też ona się nazywa?) wyszeptała cichutko: – Toniemy... Pułkownik potrząsnął głową, przebudził się na dobre, usłyszał ryk sztormu, poczuł wstrząsy kadłuba statku – nawet dziwne było, że kochanków dotąd nie wyrzuciło z łóżka. – Kaleki niedomyte! – słychać było skądś z góry ryk kapitana. – Saduceusze sodomskie! Żeby was, psiawary, Moloch zgarnął! Zewsząd – i z zewnątrz, i z dolnego pokładu – dochodziły przeraźliwe krzyki i szlochy, to bali się pasażerowie. Natalia Gienrichowna (o, tak się nazywała!) powiedziała z głębokim przekonaniem: