Chłopcy z powagą pokiwali główkami. Zależało im, by

Pan Rabedeneira wysłał mnie, żebym pana jak najprędzej odnalazł. – No i? Charger przez chwilę nic nie mówił. Pracował w firmie od niedawna i chyba czekał, aż Sebastian wstanie i zacznie się zachowywać tak, jak przystało na współwłaściciela i twórcę Redwing Associates, międzynarodowej agencji ochroniarsko- detektywistycznej. Sebastian jednak czekał, nie odsuwając kapelusza z oczu. W końcu westchnął, zniecierpliwiony, domyślając się, że Jim Charger nie odjedzie, dopóki nie przekaże mu tego, co miał do powiedzenia. Sebastian lubił Platona Rabedeneirę. Zaprzyjaźnili się, gdy mieli po dwadzieścia lat i tak było do dzisiaj. Bez wahania powierzyłby mu zarówno swoje życie, jak i życie przyjaciół. Ale gdyby to Plato siedział w samochodzie, Sebastian gotów byłby przywiązać go do drzewa i zostawić tutaj na pastwę losu. – No dobra, panie Charger – mruknął, odsuwając kapelusz z czoła i przypatrując się intruzowi. Wysoki, jasnowłosy, o wysportowanej sylwetce, w zakurzonym, drogim garniturze. http://www.logopedawarszawa.info.pl Jack przypomniał sobie jej rady następnego ranka, gdy o ósmej pojawił się w biurze i zastał w nim Barbarę. Zanim jednak zdążył cokolwiek powiedzieć, ona uśmiechnęła się do niego promiennie. – Dzień dobry, panie senatorze. – Dzień dobry, Barbaro. Myślałem, że jeszcze jesteś na urlopie. – Wzięłam tylko kilka wolnych dni, a nie prawdziwy urlop. – Machnęła ręką. – Tak zaplanowałam wyjazd, żeby wrócić na to spotkanie. Wiem, że jest bardzo ważne. – Jak ci minęło tych kilka dni? – zapytał Jack uprzejmie. – Doskonale. Właśnie tego potrzebowałam. Obróciła się dokoła na krześle i zaczęła stukać w klawisze

wzięła go za rękę, więc rozluźnił napięte mięśnie pleców i postanowił, że zaczeka na lepszą okazję. - Dziękuję, że użyczyłaś nam swojej loży - powiedziała Victoria i cmoknęła Augustę w policzek. - To dla mnie przyjemność, wierz mi - odparła baronowa. Sprawdź - Spróbuj. Victoria tak mocno zacisnęła pięści, że kostki jej zbielały. - Któregoś dnia Marley wyznał Lucy, że bardzo się o mnie martwi, i zasugerował jej, żeby ostrzegła mnie przed tobą. Zaaranżowałam więc przypadkowe spotkanie, żeby wybadać, o co mu naprawdę chodzi. Zrobiłam to w tajemnicy, bo wiedziałam, że nie pochwalisz mojego pomysłu. - I słusznie przypuszczałaś - burknął. - Na Boga, Victorio! - Na moment głos uwiązł mu w krtani. - Mogła ci się stać krzywda. - Byliśmy w miejscu publicznym. W każdym razie