o konieczności stawania się lepszymi ludźmi – w relacjach koleżeńskich, rodzinnych,

stowarzyszenia strzeleckiego Doug James trafił pół roku temu i Kimberly nie była jedyną kobietą, która nagle bardziej zainteresowała się lekcjami strzelania. Oczywiście, ona nie myślała o nim w ten sposób. Nie była taka jak Man¬ dy, żeby bez przerwy rozglądać się za facetami. Nie była taka jak matka, która potrafiła się określać wyłącznie poprzez oczy mężczyzny. Zresztą Doug James miał chyba tyle lat, co jej ojciec i był szczęśliwie żonaty. Świetnie strzelał, wygrał wiele turniejów strzeleckich, a przynajmniej tak o nim mówiono. Był bardzo dobrym instruktorem. Był także miły i cierpliwy. Potrafił patrzeć na nią tak, jakby naprawdę obchodziło go to, co mówiła. Potrafił witać ją tak, jakby jej przyjście czyniło go szczęśliwszym. Potrafił rozmawiać z nią tak, jakby rozumiał wszystko to, czego nie dopowiadała. Koszmarne sny, w których jechała razem z Mandy, rozpaczliwie szarpiąc za kierownicę... Poczucie izolacji, które nagle na nią spadło, bo siostra odeszła, a rodzice się rozstali... Czuła się jak ziarnko piasku w wielkim, obojętnym wszechświecie. Zapragnęła przyjść na strzelnicę i z potężnej broni wypalić do papierowego celu, jakby to mogło przywrócić jej świat do normy. Jakby dzięki temu mogła się stać silniejsza. Podeszła do kontuaru, przy którym Fred Eagan, szef stowarzyszenia, http://www.liv-art.pl/media/ – Przyjechałem pomóc... – Gówno prawda. – No dobrze, jestem jeszcze jednym biurokratą, który przyszedł na świat, żeby mącić ludziom w głowach i kwestionować ich umiejętności. – Nareszcie ktoś szczery w organach ścigania. – Chcę też porozmawiać z Danielem O’Grady. W tę odpowiedź Rainie akurat mogła uwierzyć. Nie była tylko pewna, co się za nią kryło. Przechyliła krzesło do tyłu i z roztargnieniem położyła jedną nogę na biurku, a potem skrzyżowała na niej drugą. Mięśnie wciąż ją bolały po porannym biegu. Przeciągnęła się, rzucając agentowi specjalnemu Pierce’owi Quincy kolejne taksujące spojrzenie. Doświadczony, pomyślała, zna się na swoim fachu. Pewnie po czterdziestce. Lekka siwizna na skroniach pasowała do krótko przystrzyżonych włosów i eleganckiego garnituru. Dodawała powagi. Rainie była gotowa się założyć, że agent specjalny Pierce Quincy robił

- Nie było świeżych zadrapań, wgnieceń ani odprysków lakieru. Żadnych śladów na oponach. Nie było innych śladów opon. Niech pani przyjrzy się zdjęciom. Rainie się nachmurzyła. Kompetentni policjanci bywają tacy upierdliwi. - Czy w samochodzie była druga osoba? Pasażer? - Nie zauważyłem. Sprawdź - Niemożliwe! - Chcesz go obejrzeć w kostnicy? 240 - Nie mógł tak szybko wypłynąć! Obciążyliśmy go dużym ciężarem! - Albert usłyszał swoje własne słowa. Zamilkł na chwilę, a potem eksplodował: - Oszukałeś mnie! Niech cię szlag, ty zimny sukinsynu! Odpuściłeś sobie swojego własnego ojca! - Wystarczył mi jeden dzień - mruknął, choć miał ściśnięte gardło. Montgomery był potworem. Sprawca był potworem. Boże! Miał dość tego wszystkiego! - To już koniec, Albert - powiedział oschle. - Albo zaczniesz mówić, albo umrzesz zamiast niego. - Nic nie wiecie!