– Ach, chodzi ci o tę „tajemniczą łuskę”? – Do diabła, nie udawaj idioty. – Spece od balistyki mają z nią pewien problem. Nie znaleźli śladów na zewnątrz, za to wykryli jakąś substancję w środku. – Polimer – podpowiedział Quincy. Sanders zerknął na niego. Potem wbił pełen dezaprobaty wzrok w Rainie. Najwyraźniej nie podobało mu się, że policjantka dzieli się informacjami z agentem federalnym. Rainie miała to w nosie. – Właśnie, polimer – dokończył niedbałym tonem. – Nie wspominałem o tym, bo nie stwierdzono jeszcze nic konkretnego. Muszą przeprowadzić więcej testów. Dopiero wtedy może dowiemy się czegoś nowego. – Sanders, odkrycie dziwnej łuski to chyba wystarczająco ważna informacja... – Conner, w śledztwie na taką skalę, z taką masą dowodów zdarzają się miliony dziwnych rzeczy. Mamy ślady, których nie można w żaden sposób zaklasyfikować i krew nieznanego pochodzenia. Tak już jest. Gdybym ci mówił o każdej wątpliwości, zwariowałabyś. – Ja tu dowodzę, Sanders. Jeśli mam zwariować, to mój problem, nie twój. – No dobrze, dobrze. – Sanders podniósł ręce w geście rezygnacji. – Naprawdę chciałem być przydatny. – Chrzanisz. Chcesz tylko, żeby to śledztwo było szybkie i proste. – Pewnie! Szybkie i proste. Tak byłoby lepiej dla wszystkich. Na litość boską, całe miasto http://www.kosmetyki-naturalne.biz.pl tętno. Z trudem przełknęła ślinę i ruszyła dalej, starając się niczego nie dotykać. Druga dziewczynka nie miała więcej niż osiem lat. I ona również została wielokrotnie postrzelona w klatkę piersiową. Wyglądało, jakby wyciągała rękę do martwej koleżanki, palcami niemal dotykała jej dłoni. Czy małe biegły razem korytarzem? Najlepsze przyjaciółki wspólnie chichoczące podczas przerw? Rainie miała ochotę odgarnąć dziewczynce włosy z twarzy. Szepnąć jej do ucha, że wszystko będzie w porządku. Mącił jej się wzrok, czuła w oczach gorące łzy. Nie mogła sobie na to pozwolić. Jesteś profesjonalistką. Ruszaj dalej. Odnotowała położenie ciał dzieci i zbliżyła się do trzecich zwłok. Trzy ofiary śmiertelne płci żeńskiej – zbieg okoliczności? Kobieta, prawdopodobnie nauczycielka, leżała tuż przed wejściem do pracowni komputerowej. Długie ciemne włosy, egzotyczne rysy, nieskazitelna cera. Była młoda. Wydawało się, że tylko śpi, ale Rainie zauważyła na jej czole niewielki krwawy ślad.
Ostatecznie jednak Albert Montgomery miał pewne uzdolnienia. Potrafił wstrzymać postępowanie. Ale wraz z upływem kolejnych godzin wszyscy stawali się coraz bardziej nerwowi. Szykowało się coś wielkiego. Każdy to czuł. - Przestań się wiercić - rzuciła Glenda. Rozejrzał się i stwierdził, że metodycznie obraca górny guzik marynarki. Sprawdź się nad wyraz dobrze. Była blada, spięta, ale funkcjonowała. Zresztą zdawało się, że wszyscy troje osiągnęli punkt, w którym człowiek albo wytrzymuje i działa dalej, albo pęka i kompletnie się załamuje. W tym punkcie śmierć nie wydawała się lepsza niż życie, więc starali się żyć. - Uznał, że powinnam wam coś powiedzieć - rzuciła oschle Kimberly. - Przez chwilę patrzyła na ojca, a potem znowu wbiła wzrok w kubek z kawą. - Parę miesięcy temu zaczęły mnie dręczyć napady niepokoju. Często wydawało mi się, że ktoś mnie obserwuje. Dostawałam gęsiej skórki, z trudem oddychałam, włosy stawały mi dęba. Quincy zdecydowanym ruchem odstawił swój kubek, rozchlapując kawę po stole. - Dlaczego mi nie powiedziałaś? - Wtedy myślałam, że to ma jakiś związek ze stresem. Bardzo przeżyłam