Joann.

Restauracja, którą wybrali, należała do umiarkowanie eleganckich. Wpuszczali bez krawata, ale raczej nie w dżinsach. Było to jedno z ulubionych miejsc Milli ze względu na świetne potrawy z grilla. Wybrała łososia, którego pieczono tu na drewnie cedrowym. Potem pogrążyła się w beztroskiej rozmowie: ostatecznie mogła cieszyć się ich towarzystwem, nawet jeśli oni nie cieszyli się swoim nawzajem. Nie spieszyli się z jedzeniem; kiedy już kończyli i zamówili kawę, Milla poczuła za sobą czyjąś obecność. Odwróciła się, by spojrzeć w szczupłą, zmęczoną twarz True Gallaghera. - True! - powiedziały jednocześnie obydwie kobiety. Milla zerknęła podejrzliwie na przyjaciółkę. Czy Susanna to ukartowała, gdy Milla otwarcie powiedziała jej, że nie zamierza spotykać się z True? an43 172 - Właśnie was zauważyłem - powiedział, kładąc dłoń na oparciu jej krzesła i tym samym muskając łopatkę Milli. - Susanna, Rip! Jak się macie? Szkoda, że nie widziałem was http://www.in-vitro.com.pl/media/ Milla potrzebowała oddechu. Po półgodzinie usłyszeli szum wody. Zarośnięta ścieżynka doprowadziła ich wprost nad potok. Woda płynęła wąwozem przecinającym górę, po obu stronach potoku wznosiły się dwuipółmetrowe ściany skalne. Strumień miał zaledwie około sześciu metrów szerokości, co jeszcze przyspieszało spieniony nurt; rozpędzona woda rozbijała się z pluskiem o liczne kamienie, mieniąc się w słońcu miriadami błyszczących kropelek. Milla poszła za Diazem wzdłuż brzegu. Szum wody przybierał na sile, a strumień zwężał się coraz bardziej, dochodząc wreszcie do an43 274 zaledwie niecałych czterech metrów szerokości. Mężczyzna zatrzymał

- Może pies - mruknął, jakby do siebie. - Szczeniak albo jakiś kociak. Miejmy nadzieję, że nie kojot. Strach ścisnął Millę za gardło. Oby tylko nie był to żaden drapieżnik - człowiek czy zwierzę - który wywabił chłopca z bezpiecznego podwórka. - Sądzi pan, że nie poszedł do babci? - zapytał Baxter. Sprawdź - Proszę, pij. an43 139 Chwycił butelkę obiema dłońmi: jeszcze trochę pulchnymi jak u bobasa, ale zmieniającymi się już powoli w ręce dużego chłopca. Pił zachłannie wodę, aż ściekała mu na koszulkę. Kiedy wyżłopał już połowę, Diaz delikatnie go powstrzymał. - Powoli, chiquis. Pochorujesz się, jeśli wypijesz za dużo zbyt szybko. - Co to znaczy? - spytał Max, patrząc na niego. - Chiquis? - upewnił się Diaz. chłopiec kiwnął głową. - Smark. Chłopiec zachichotał, a potem zakrył sobie rączką usta.