miały matce za złe, że nigdzie nie wyjeżdżają, ale Karolina i

Tak bardzo chciał poznać jej odpowiedź na pewne pytanie. Postanowił odłożyć to na później i włożył marynarkę. - Pora na lunch. Zjedzmy coś, a potem odbierzemy samochód i pokażesz mi okolicę. Miasteczko drzemało w letnim upale i Jodie, jak wiele razy wcześniej, zastanowiła się, co by powiedzieli poganiacze bydła, którzy niegdyś przypędzali tu owce na targowisko, na widok tych wszystkich turystycznych autokarów. Lower Uffington, gdzie dorastała, leżało na szczęście w bok od głównego szlaku turystycznego. Siedząc sztywno na pasażerskim siedzeniu wynajętego bentleya, Jodie czuła ucisk w żołądku. Lorenzo manewrował w wąskich uliczkach, pomiędzy znajomymi ścianami z szarego kamienia. Przed nimi leżał prześliczny ryneczek z tradycyjnymi domami kupców wełnianych, za którymi droga zaczynała się wznosić ku wyżynie Cotswold, gdzie wciąż, jak od setek lat, pasły się owce. To właśnie owcza wełna przyniosła miasteczku dobrobyt, a zabudowa odzwierciedlała tę zamożność. Jej mały domek był ukryty w wąskiej uliczce, a ogród przylegał do strumienia przepływającego na tyłach głównej ulicy. Jodie poczuła przypływ nostalgii, ale nie tak silny, jak się obawiała. Dom jest tam, gdzie ukochana osoba, pomyślała. Pomiędzy dwoma domami biegł przesmyk, prowadzący na podwórze należące do budynku biurowego firmy ojca Johna. Widok zaparkowanego tam samochodu Johna, który podczas tamtych okropnych dni po zerwaniu przyprawiał ją o bolesne poczucie straty, teraz wcale jej nie obchodził. Ucieszyła się tylko, że nie natknęli się na jego właściciela. Kościół, niewielki i przysadzisty, otoczony pięknym ogrodem, leżał na peryferiach miasteczka. Słońce oświetlało kolorowe witraże w oknach. Z pewnością w środku trwały już przygotowania do ślubu. Starodawną bramę kościelną udekorowano wiązankami białych kwiatów, przybranych białymi wstążkami. Rodzina Johna, podobnie jak jej własna, żyła tu od wielu pokoleń. Rodzicom Johna powodziło się całkiem nieźle, a ich wiejski dom leżał tuż za miasteczkiem. - Możemy się zatrzymać? - spytała Jodie. - Jeżeli chcesz. - Wjechał na mały parking i stanął. Jodie otworzyła drzwi. - Nie musisz ze mną iść - rzuciła, widząc, że zamierza wysiąść z samochodu. - Nie będę długo. - Pójdę. Przynajmniej rozprostuję nogi - odparł. Zobaczyła, że marszczy brwi, kiedy ruszyła w kierunku kościoła. Zmarszczka pogłębiła się, kiedy zamiast wejść główną, ozdobioną kwieciem, bramą, otworzyła małą furtkę, prowadzącą wprost w zieleń, na cmentarz za kościołem. Wydawało się, że w pobliżu nie ma nikogo, gdyby jednak było inaczej, Jodie i tak nie pozwoliłaby się powstrzymać. Obiecała sobie, że tu przyjdzie, już w kościele we Florencji. Ruszyła znajomą, wąska ścieżką, prowadzącą pomiędzy szarymi, omszałymi płytami nagrobnymi, na których czas niemal całkowicie zatarł napisy. Zatrzymała się przed niewielką płytą usadowioną w skoszonej trawie, pod baldachimem miękkich liści. - Moi rodzice - wyjaśniła. Nie zdołała opanować łez, kiedy drżącą ręką wyciągnęła z torebki małe puzderko, w którym przechowywała płatki kwiatów ze swojego ślubnego bukietu. Teraz wyjęła je i rozsypała na grobie. Ścisnęło ją w gardle, kiedy zobaczyła, że Lorenzo mówi pacierz. - Chciałam, żeby o nas wiedzieli... http://www.hale-magazynowe.net.pl/media/ Shey westchnęła. - Owszem, jest jeszcze jeden pokój, ale ponieważ nie miewam gości, przerobiłam go na gabinet. - Na pewno jest tam jakaś kanapka - rzekł z nadzieją w głosie Tanner. - Nie - odpowiedziała z uśmiechem Shey. - Jest biurko, półki na książki, są nawet szafki. Ale nie ma niczego do spania. - W takim razie prześpię się tutaj - zdecydował Tanner, z kwaśną miną, mierząc wzrokiem skórzaną kanapę. Shey śmiało mogłaby postawić naprawdę dużą sumę, że książę jeszcze nigdy w życiu nie spędził nocy na kanapie. Istniało nawet bardzo duże prawdopodobieństwo, że nigdy

z płci czynią naszą znajomość tak interesującą. - Daj spokój. Nie chodzi o różnice płci. Nie różnimy się tylko tak jak kobieta i mężczyzna - zaprotestowała, niezbyt zadowolona z kierunku, jaki Tanner chciał nadać rozmowie. - Nie? - Tanner pytająco uniósł brwi. - Jesteśmy inni, ale nie chodzi mi o ten aspekt. Sprawdź ścianach. Tempera obejrzała je ze wszystkich stron. Łatwo byłoby przymocować van Eycka na odwrocie, lecz niestety, nic tam nie było. Obejrzała dywan, lecz stwierdziła, że jest przytwierdzony do listew na podłodze, chodniki zaś, które na nim leżały, każdego ranka były przesuwane przez sumienne francuskie służące. Tempera przeraziła się. A jeśli jej przypuszczenia okażą się mylne i nie uda jej się znaleźć obrazu? A może lord Eustace już go wywiózł? Przypomniała sobie opowieść ojca o mężczyźnie, który ukrył w kapeluszu płótno z galerii w Rzymie. Otworzyła szafę. W kącie, obok długiego rzędu wypolerowanych