Ma do dyspozycji tylko trzy rzeczy: wiadro, dzbanek z wodą i album ze zdjęciami.

– Ma za dużo władzy i pieniędzy, by się przejmować takim zerem jak Bentz. – Ale przecież Rick odbił mu Jennifer? – Myślisz, że go to obchodzi? – skrzywił się Bledsoe. – Alan Gray ma tyle kobiet, że Hugh Hefher zzieleniałby z zazdrości. – Więc mu nie mów – prychnął Hayes. – Gray ma duszę hazardzisty. Nie lubi przegrywać. Zresztą nikt nie lubi. – Ale tyle czekać? Ile to już... dwanaście, trzynaście lat? – Więcej. Jennifer była z Grayem, zanim wyszła za Bentza. Raczej jakieś dwadzieścia pięć, trzydzieści. – Alan Gray ma ciekawsze rzeczy do roboty niż noszenie urazy przez trzydzieści lat. Zejdź na ziemię, Hayes. Hayes nie zdołał opanować irytacji i było to słychać w jego głosie. – Obaj wiemy, że to nie Bentz, jesteś na niego wściekły i tyle. – Stanął nad pisuarem. – Odpuść sobie, Bledsoe. Jesteś na to za dobrym gliniarzem. – A ty nie patrzysz obiektywnie. Masz klapki na oczach, człowieku. Szukamy nie tam, gdzie trzeba; powinniśmy obejrzeć Bentza pod lupą. – Bledsoe wyszedł na zewnątrz. W kabinie rozległ się szum spuszczanej wody. Trinidad wyszedł z gazetą pod pachą. Spojrzał na drzwi. – Co za dupek – mruknął i podszedł do umywalki. – Nic nowego. http://www.hale-magazynowe.net.pl/media/ Zapłacił szybko za drinka, zostawił suty napiwek i wyszedł na parking owiewany chłodnym wiatrem. Poczekał, aż zmniejszy się ruch, wszedł do sklepu po drugiej stronie, kupił paczkę cameli i wrócił do restauracji. W nadziei, że spotka Acacię na przerwie, poszedł na tyły restauracji – grupa kucharzy i kelnerów tłoczyła się przy służbowym wejściu. Montoya wyjął papierosa i wsunął do ust. Macał się po kieszeniach, udając, że szuka ognia. Zbliżył się do roześmianej, rozbawionej grupy pracowników restauracji. Acacia także tam była, właśnie kończyła papierosa. W świetle latarni wydawała się jeszcze bardziej rozgniewana. Marszcząc czoło, zaciągnęła się ostatni raz. Śmiechy ucichły, gdy się zbliżył. – Mogę prosić ogień? – zapytał po hiszpańsku. Kucharz, wielki byk z cienkim wąsikiem, opasany brudnym fartuchem, skinął głową. – Pewnie. – Rzucił mu zapalniczkę. Montoya złapał ją w locie.

– Pięć dni, Bentz – powiedziała z palcem na ustach. – Masz pięć dni. A potem – witaj, Kalifornio. – Kto znalazł ciała? – zapytał Hayes. Zadowolony, że wyszedł z ciasnego pomieszczenia, oddychał pełną piersią i smogiem, który spowijał autostradę w godzinach szczytu. Co z tego, że pod wiaduktem kłębią się spaliny? Przynajmniej nie dławi go smród śmierci. Sprawdź Bentz zostawił laskę w samochodzie, obszedł dom, zajrzał w brudne okna, zobaczył zakurzone podłogi i zapyziałe ściany, niektóre tego samego koloru co dwanaście lat temu. Cofnął się, osłonił oczy i zerknął w okno na piętrze. Zaraz powróciły wspomnienia chaotycznego spokoju dawnej sypialni, scena, którą zobaczył ponad dziesięć lat temu, gdy stanął w progu. Pognieciona pościel na łóżku, kawałki szkła tam, gdzie wisiało lustro. Oczyma wyobraźni pokonał drogę do pokoju gościnnego na tym samym piętrze, pokoju, w którym Jennifer urządziła sobie gabinet. Pamiętał, że trochę trwało, zanim znalazł liścik, nie w widocznym miejscu, na przykład na stoliku czy szafce, ale głęboko w szufladzie biurka, zaadresowany do Kristi, skreślony ręką jego żony. Zawsze go to zastanawiało. List pożegnalny do córki wciśnięty między kartki poradnika psychologicznego, który Jennifer akurat czytała. Moja siła, czy coś równie egoistycznego. Ale wszystkie poradniki świata nie zdołały pomóc jego popapranej byłej żonie.