miał w nosie reguły i dochodzenie.

Jest tylko jeden sposób, żeby się przekonać. Zwijała kolejne strony z albumu i waliła w najbliższą nogę statywu, wstrząsała nim, chybotała, a pod pokładem rósł poziom wody i jej panika. – Zdychaj, draniu – mruknęła i porwała okładkę. Była grubsza, solidniejsza, wyczuwała pod sztuczną skóra plastik albo metal. Nieważne. Tylko na chwilę przestała, by nasłuchując, określić, gdzie jest porywaczka, ale niczego nie słyszała, wszystko zagłuszało skrzypienie łodzi. Woda sięgała jej łydek. Tonie. Walcz, O1ivio! Dasz radę! Przerażona uderzała raz za razem, waliła w nogę statywu, wkładała w to całą siłę, zaciskała dłonie na prowizorycznym narzędziu. Buch, buch, buch! Wszystko umilkło. Żadnych kroków, żadnego szurania, tylko przerażająca cisza w napełniającym się wodą pomieszczeniu pod pokładem. O1ivia szczękała zębami, palce jej zdrętwiały, strach wziął górę. Daj mi siłę, modliła się bezgłośnie. Siłę. Kroki. Szybkie, gniewne. O1ivia znieruchomiała, uniosła okładkę albumu po raz ostatni. Zimna woda chlupotałajuż http://www.ginekologwarszawa.org.pl pokładem lekko rozkołysanej łodzi i widzieć przy tym uśmiech satysfakcji na twarzy kobiety, to co innego. O wiele straszniejszego. – Niczego się nie spodziewały. O1ivii zrobiło się niedobrze. Uspokój się. Myśl. – A potem tylko mi zawadzały. – Porywaczka składała statyw do kamery, regulowała długość nóżek, mocowała je do podłogi za pomocą śrub. Zmarszczyła nos, rozejrzała się. – Jezu, ale tu cuchnie. Mój ojciec woził psy od portu do portu. Owczarki. – Więc to ty do mnie dzwoniłaś? To byłaś ty, prawda? – O1ivia ściągała ją na ziemię, chciała wiedzieć jak najwięcej. – Mój Boże, ależ z ciebie bystra dziewczyna – kpiła z niej porywaczka. – Twoje IQ pewnie sięga gwiazd. Oj, chyba nie. Gdybyś była taka mądra, nie siedziałabyś tu teraz. O, proszę... – Pochyliła się, przełożyła stronę w albumie i teraz patrzyła na ślubną fotografię Ricka i Jennifer. Panna młoda miała na sobie białą koronkową suknię z długim trenem, pan młody, o wiele młodszy niż Rick, którego znała, był dumny i przystojny w ciemnym fraku.

oknach, mało brakowało, a nastąpiłby na szczura, który znienacka pojawił się w szczelinie. Nie tak Bentz wyobrażał sobie romantyczną kryjówkę. W każdym razie nie tak, jak zajazd wyglądał teraz. Dzisiaj można by tu nakręcić horror. Podchodząc kolejno do drzwi, poczuł dreszcz na plecach. Wszystkie były zamknięte. Siódemka, pokój narożny, nie różnił się pod tym względem od innych. Numer zwisał Sprawdź spróbować ją odnaleźć. Nie mogła tak po prostu zniknąć. O nie! Pracowitość Montoi wreszcie przynosiła rezultaty. Tak długo siedział wpatrzony w monitor z danymi z Kalifornii, że rozbolały go plecy, ale było warto. Zerknął w okno – zapadł zmrok, większość kolegów z dziennej zmiany poszła już do domu. Ale się opłaciło ślęczeć godzinami, rozważał, masując obolały kark. Udało mu się znaleźć Yolandę Salazar. I to niejedną. Odrzucał je po kolei, aż skupił się na tej właściwej. Zgodnie z tym, co mówił Carlos, była żoną syna jego kuzynki, Sebastiana. Sprawdził ją wszędzie, gdzie tylko mógł – była czysta, studiowała zaocznie i pracowała jako fryzjerka. Ale uwagę Montoi przykuło coś innego. Jej nazwisko panieńskie. Przed ślubem nazywała się Yolanda Filipa Valdez.