gwałtowny obrót rolki powodował opuszczenie zapadki i zablokowanie

to zwyczajny mężczyzna. Średni wzrost, średnia waga i wiek średni. - Zabiłeś Mandy - powiedział Quincy. Cały czas się zbliżał. Andrews nadal trzymał opuszczony pistolet. Nie zastrzelił żadnej ze swoich innych ofiar. Quincy pomyślał, że być może posługiwanie się bronią palną nie było jego mocną stroną. Zasadzka to jedno. Strzał z bezpośredniej odległości to co innego. - To było proste - warknął Andrews, ale mówił drżącym głosem. Znajdująca się za nim Rainie powoli wyciągała rękę, sięgając po pistolet, który Quincy spostrzegł pod szklanym blatem stołu. Natychmiast odwrócił wzrok, żeby Andrews nie popatrzył w tę samą stronę. Teraz patrzył na Kimberly, która jęczała u stóp Andrewsa. - Zabiłeś Bethie - powiedział Quincy. - To też było proste. - Andrews obrócił się błyskawicznie, chwytając Kimberly ręką za szyję i podciągając ją przed siebie. Kimberly otworzyła oczy. Była zdezorientowana, skonsternowana. Potem napotkała wzrok ojca. Wyglądała tak, jakby miała złamane serce. - Wszystko w porządku - powiedział automatycznie Quincy. Chciał pocieszyć córkę, zmniejszyć trochę jej ból. Kimberly była silna. Mógł ufać w jej siłę tak, jak ona ufała teraz w jego siłę. Wierz we mnie. Zawsze będę o ciebie dbał. http://www.fundacja-dantis.pl/media/ – Raczej nie, no ale kto nam zostaje? Rainie uśmiechnęła się kwaśno. – Nie wiem, Cunningham, chociaż pewnie zaraz się dowiem. 3 Wtorek, 15 maja, 14.05 Żona Shepa O’Grady pokonywała łuki krętej ulicy z prędkością siedemdziesięciu kilometrów na godzinę. Opony wysłużonego oldsmobile’a piszczały na znak protestu, ale Sandy nawet tego nie zauważyła. Jej dłonie mocno ściskały kierownicę, a błękitne oczy wypatrywały z napięciem budynku szkoły. Ulica była pełna ludzi. Wybiegali z domów, pędzili z pobielałymi ze strachu twarzami, niosąc apteczki i koce, ręczniki i butelki z wodą, wszystko, co ich zdaniem mogło się przydać. Sandy z wizgiem opon wzięła następny zakręt. Wcisnęła mocniej pedał gazu, ale zaraz musiała zahamować. Dwie przecznice od szkoły jezdnię tarasowały pośpiesznie zaparkowane

Rudolf Van Sooler, szef departamentu policji w Amity; Jonathan McCarthy, lekarz pogotowia, Wydział Zdrowia w Nowym Orleanie; Amy Holmes Hehn, zastępca prokuratora okręgowego, sekcja przestępczości nieletnich, okręg Multnomah; Stacy Heyworth, zastępca prokuratora okręgowego w Multnomah; Michael Moore, prawnik; Virgie Lorenz, nauczycielka; Bruce Walker, geniusz komputerowy; Chad LeDoux, pisarz rozmiłowany w broni palnej; Debra Dixon, pisarka. Sprawdź momencie lufa znalazła się w odległości dziesięciu centymetrów od głowy Kimberly. Jej twarz była biała jak kreda. - Broni się nie oddaje - powiedziała nienaturalnym głosem. - Policjant nie powinien oddawać swojej broni. - Oddaj mu broń - rzuciła Rainie. - Na Boga! To nie egzamin końcowy na akademii policyjnej, a ty nie jesteś kuloodporna! - Jedna z nas przeżyje - nalegała Kimberly tym samym dziwnym to-' nem. - Strzeli, ale nie zabije nas obu. - Kimberly... - To wszystko moja wina. Spójrz na niego. Nie rozumiesz? To wszystko moja wina! Doktor Andrews uśmiechnął się. Pozwolił, żeby torba zsunęła mu się z ramienia. Upadła ciężko na podłogę.