szczególnie niebezpieczny typ przestępcy, który nie rokuje nadziei na resocjalizację, a zatem

Modre! Na Czarci Kamień nas znosi, a tam mielizny! W tym momencie statkiem nagle szarpnęło. Obu – i policmajstra, i kapitana – rzuciło na ścianę sterówki i omal nie przewróciło. Parowiec stanął jak wryty, pokiwał się trochę i zaczął powoli obracać się wokół własnej osi. – Po wszystkim, usiedliśmy! – krzyknął rozpaczliwie kapitan. – Jak teraz nie obrócimy dziobu na falę, to za kwadrans położymy się na boku i krzyżyk na drogę! Ech, capy śmierdzące! – Zamachnął się pięścią na swoją pogrążoną w modlitwie załogę. – Mordy by im wszystkim przefasonować! Ale nie mogę! Ślub złożyłem przeciwko przemocy! Pan Feliks w skupieniu zmarszczył czoło. – A gdyby przefasonować, to co wtedy? – Jakbyśmy tak wszyscy razem na linę naparli, tobyśmy obrócili. Ale co tam teraz! Kapitan klasnął w ręce, rąbnął, jak inni, na kolana i zaśpiewał nosowym głosem: – Przyjmij, Panie, duszę sługi Twojego, jako żem w Tobie, Twórcy i Stworzycielu, i Bogu Naszym, złożył nadzieję... – Jakbyśmy naparli? – rzeczowo upewnił się pułkownik. – No to my tu zaraz... Podszedł do najbliższego mnicha, nachylił się nad nim i powiedział czule: – Ano wstawaj, ojczulku, bo ci całą eucharystię z prawa na lewo przeweksluję. Modlący się zignorował ostrzeżenie. Wtedy pan Feliks gwałtownym szarpnięciem postawił go na nogi i raz-dwa wprowadził w czyn surowy zamiar. Dopiero kiedy święty człowiek w osłupieniu zaczął pluć czerwoną juszką, pułkownik go puścił, po czym zaraz http://www.fuhmalepszy.pl/media/ udało. Szkoda, że nie widziałaś twarzy Melissy przed śmiercią. Naprawdę nie miała pojęcia, co się dzieje. – Po to tutaj przyszedłeś? Żeby się przechwalać? – Wiesz, po co przyszedłem. – Mną trudniej manipulować niż trzynastoletnim chłopcem – powiedziała ostro Rainie. Richard podniósł się raptownie z miejsca. – Nie. Nawet łatwiej. Zrobił krok do przodu. – Stój, bo cię zabiję. Odrzucił strzelbę. – Ależ Lorraine, jestem nieuzbrojony. – Nie mów do mnie Lorraine! Zrobił kolejny krok. – Oczywiście, że tego chcesz. Zabijanie wchodzi w krew. Pierwszy raz jest trudny, potem

– Co opowiadać? – zmieszał się Lagrange. – Jak to co? Całe życie pańskiego siostrzeńca, od pierwszych dni. Kiedy zaczął podnosić główkę, w którym miesiącu zaczął chodzić, do jakiego wieku siusiał w łóżku. I o przodkach także, ze wszystkimi szczegółami. Młody człowiek był u mnie raz, jeszcze przed załamaniem, i przeprowadziłem wstępny wywiad, ale trzeba zweryfikować dane... Przeklinając sam siebie za źle wybraną legendę, policmajster zaczął fantazjować i Sprawdź Pisałem już, zdaje się, że w monasterze jest biblioteka, w której zebrano wiele nowych i starych ksiąg treści religijnej. Bywałem tam i wcześniej, przeglądając z nudów jakiś Alfabet duchowny Jana Klimaka, Efrema Syryjczyka albo Nowoararacki paterikon, ale teraz wziąłem się do szukania systematycznie i z określonym celem. I co? Na drugi dzień, czyli wczoraj, znalazłem księgę wydaną w roku 1747, przekład z łaciny: O zjednywaniu duchów dobrych i zwyciężaniu duchów złych. Zacząłem czytać i zadrżałem! Właśnie to, czego mi potrzeba! Dokładnie! (Ten zbieg okoliczności, nawiasem mówiąc, jest jeszcze jednym dowodem realności wymiaru mistycznego). W starej księdze napisane było czarno na białym: „A jeśli duch bezcielesny tam gdzie cielesne [czyli, mówiąc współczesnym językiem, materialne] ślad po sobie zostawi, to znak ów podobny jest ogonowi, za który chwyciwszy, ducha