Klara musiała się ukryć i to w takim miejscu, o którym nawet CIA nie powinno wiedzieć. Świat jest wielki. Mogła pojechać dokądkolwiek. To małe miasteczko na południu Stanów wydawało się w sam raz. Przyjeżdżało tu sporo turystów i łatwo było wśród nich zniknąć. Być może schronienie wynalezione przez CIA na jakimś odludziu byłoby lepsze, lecz w tym celu należało skontaktować się z odpowiednimi osobami, a Klara nie ufała nikomu. Raz już zawierzyłam niewłaściwemu człowiekowi, pomyślała, spoglądając w tylne lusterko samochodu, by sprawdzić, czy nikt jej nie śledzi. Właśnie dlatego chciała zniknąć. O wszystkie kłopoty obwiniała samą siebie. Poza jedną wspaniałą miłosną nocą sprzed pięciu lat wszystkie inne przyniosły jej tylko problemy. Ostatnio była związana z kolegą z pracy, który zawodowo specjalizował się w kłamstwach i dostarczaniu fałszywych informacji, więc nic dziwnego, że i ją zawiódł. Kiedy przestała mu wierzyć? Może wówczas, gdy zaczął się spóźniać na spotkania i wydawał więcej pieniędzy, niż oficjalnie zarabiał. Najgorsze, że dwa lata wcześniej byli kochankami. Mimo że związek ów dawno się rozpadł, dawne uczucia mogły wpłynąć na. ocenę sytuacji i sprawić, iż Klara nie dostrzegła, co naprawdę się działo. Upokarzała ją świadomość, iż dała się tak wykorzystać. Nigdy więcej nie powtórzy tego błędu. Nie zaufa żadnemu mężczyźnie. Zdjęła rękę z kierownicy i dotknęła kasety wideo z filmem, na który nagrała sceny świadczące o tym, iż jej kochanek zdradzał swój kraj. Jej partner, Mark Faraday, przekazywał cenne dokumenty w niepowołane ręce. Ta wiedza sprawiała, że groziło jej teraz niebezpieczeństwo. Klara po raz kolejny wyrzucała sobie głupotę. Zdecydowała się zadzwonić do przyjaciółki ze studenckich czasów, Katherine Davenport, by poprosić o pomoc w znalezieniu pracy na czas, w którym przyjdzie się jej ukrywać. Nie mogła siedzieć bezczynnie i czekać aż odpowiednie władze zajmą się Markiem i osadzą go w więzieniu. Musiała coś robić, by nie myśleć o własnych kłopotach. Katherine załatwiła jej zajęcie opiekunki rocznej dziewczynki, co nie powinno sprawiać problemów. W końcu Klara razem ze starszymi braćmi wychowała własną młodszą siostrę, gdy rodzice zginęli w katastrofie lotniczej nad Szkocją. Już jako studentka college'u dorabiała sobie opieką nad dziećmi, więc nie musiała długo przekonywać przyjaciółki, że ma odpowiednie kwalifikacje. Zapewniła ją, że podejmując tę pracę, nikogo nie narazi na niebezpieczeństwo. Przy pierwszej okazji miała zamiar wysłać kasetę z materiałami obciążającymi Marka do któregoś z niezaangażowanych politycznie senatorów, a także sporządzić odpowiednią notatkę służbową, która ją samą oczyściłaby ze wszystkich podejrzeń i zapewniła bezpieczeństwo. Po drodze nie podziwiała piękna krajobrazu. W końcu jednak świeża zieleń okolicy i wspaniałe dęby rosnące wzdłuż drogi przyciągnęły jej wzrok. Do wnętrza auta dotarł zapach kwitnących jaśminów. Klara sprawdziła adres i zatrzymała samochód przed wspaniałą rezydencją. Czyżby mieszkał tu tylko wdowiec z dzieckiem? Wysiadła z auta, zarzuciła torbę na ramię i podeszła do drzwi. Zapach kwiatów działał kojąco na zmysły. Ogarnął ją wymarzony spokój. Bryce poczuł, jak ciepła brzoskwiniowa papka ląduje mu na twarzy i koszuli. - Widzę, że będziemy musieli popracować nad twoim zachowaniem przy stole - powiedział zmęczonym głosem, spoglądając na swoją jedenastomiesięczną córeczkę. Dziecko wykręciło główkę, broniąc się przed kolejną porcją jedzenia. Bryce z rezygnacją odłożył łyżeczkę. Karolina nadal bałaganiła na swoim wysokim krzesełku. Rozejrzał się, by ocenić rezultaty swoich wysiłków w dziedzinie karmienia małej i pomyślał, że jego zmarła żona, Diana, pewnie byłaby dziś usatysfakcjonowana. Powiedziałaby, że to zasłużona kara za to, że nie kochał jej tak, jak tego potrzebowała. http://www.fizjoterapeutka.com.pl - Mów - przynaglała Lucia, szturchając go palcem w ramię. - Chcesz mieć nowy sprzęt stereo? A może nowe dżinsy? Kolorowy telewizor do swojego pokoju? Podniósł głowę i spojrzał matce w oczy z zawziętą, nieustępliwą miną. - Może chcę, żebyś nie musiała wykręcać tych swoich numerów za każdym razem, kiedy masz mi kupić nową parę butów albo zaprowadzić mnie do lekarza. Cofnęła się o krok, jakby zdzielił ją w twarz. Zbladła. Victor, skruszony, wyciągnął ku niej rękę. - Nie powinienem tego mówić, mamo. Przepraszam. - Nic nie mów. - Cofnęła się o krok. - Skąd wiesz o moich... numerach? Przeczesał włosy palcami, zły, że zaczął tę niepotrzebną rozmowę. - Daj spokój, mamo, przecież nie jestem ślepy. Ani głuchy. Dzieckiem też już nie jestem. Wiem od dawna. Patrzyła na niego przez chwilę, po czym odwróciła się i podeszła do okna. Mijały sekundy dłużące się niby minuty, Lucia ciągle milczała. Santos postąpił krok w stronę matki, lecz zatrzymał się, klnąc w duchu. Dlaczego w porę nie ugryzł się w język? Dlaczego nie udał, że o niczym nie wie? Nie mógł już cofnąć wypowiedzianych słów, a milczenie matki bolało bardziej niż razy zadawane przez ojca. - Czego się spodziewałaś? - zaczął tym razem już spokojnie. - Za każdym razem, kiedy musisz mi coś kupić, przyprowadzasz do domu jakiegoś „przyjaciela”, który znika po godzinie, dwóch i nigdy więcej się nie pojawia. Lucia spuściła głowę.
atutów Rose. Teraz w napięciu czekała na reakcję Luciena, zasłaniając się filiżanką herbaty. - Rozumiem. Jakich wyrażeń najczęściej się używa? Tym razem nawet w oczach Rose odmalowało się zdziwienie. - Mais qui, mais non, d'accord, a bien sur i... - Zerknęła na guwernantkę. - Absolument - dokończyła za nią Alexandra. Lord Kilcairn odchylił się na oparcie krzesła. Sprawdź Powinien obie krewniaczki wysłać konno. Mógłby wtedy swobodnie porozmawiać z Alexandrą. - Moja Rose pokaże się z jak najlepszej strony - oświadczyła Fiona. - I wszyscy się dowiedzą, jaka jestem z niej dumna. Szkoda tylko, że ta Charbonne nie pomyślała o piórach. Wygląda się w nich elegancko. - Tak, ale raczej nadają się na bardziej oficjalne okazje - wtrąciła panna Gallant dyplomatycznie. - Albo na wycieczkę do zoo. - Lucien odsunął zasłonkę i spojrzał w gęstniejący mrok. - Bez wątpienia zrobiłabyś wrażenie na pawianie. Ale nie powinnaś zbliżać się do pawia. Byłoby w złym guście gapić się na ptaszysko, mając na sobie jednego z jego krewniaków. Rose skrzywiła usta. - Mamo! Ciotka Fiona sapnęła z oburzeniem.