mu się nieprzyjemne, złowieszcze nawet. Spojrzenie przybysza zatrzymywało się coraz

bardzo srodzy. A mnie się nie boją. – Mężczyzna się uśmiechnął i po tym uśmiechu można było poznać, że bać się rzeczywiście nie ma czego. – Wybaczy pan, że tak sobie bez ceremonii do niego podszedłem. Ja, widzi pan, jestem nadzwyczaj towarzyski, a zwróciłem uwagę na szczerość pańskiej modlitwy. Nieczęsto się widzi, żeby wykształcony człowiek z takim przejęciem, ze łzami w oczach klęczał przed ikoną. W domu, sam na sam ze sobą to jeszcze, ale wprost na ulicy! Pan mi się bardzo spodobał. Berdyczowski ukłonił się z lekka i chciał odejść, ale przyjrzał się nieznajomemu uważniej, zmrużył oczy i z wielką ostrożnością powiedział: – Eee, za pozwoleniem łaskawego pana, czy mogę spytać, z kim mam przyjemność? Czy przypadkiem nie z Lwem Nikołajewiczem? Bo z manier i wyglądu zewnętrznego przyjemny pan zadziwiająco przypominał miłośnika lektur z listu Aloszy Lentoczkina. Berdyczowski, zapalony szachista, pamięć miał znakomitą, a i trudno było zapomnieć takie imię – jak u hrabiego Tołstoja. Mężczyzna zdziwił się, ale nie za bardzo – i bez tego wyglądał, jakby stale oczekiwał od rzeczywistości niespodzianek, i to głównie radosnych. – Owszem, właśnie tak się nazywam. A skąd pan wie? Również w tym przypadkowym spotkaniu oczyszczony modlitwą Berdyczowski dopatrzył się zamysłu Bożego. – Mamy wspólnego znajomego, Aleksego Stiepanowicza Lentoczkina. No, tego, co podarował panu pewną książkę, powieść Fiodora Dostojewskiego. http://www.evita-dietetyka.pl Rainie niepewnie spojrzała na Quincy’ego, który choć raz wyglądał na zbitego z tropu. – Pocisk kaliber 22 jest całkowicie gładki – odezwała się cicho. – Z pewnością nie wystrzelono go z pistoletu Danny’ego. A to nasuwa kolejne pytanie. Jeśli sprawca przyniósł własną broń, żeby zabić Melissę Avalon, dlaczego zdecydował się właśnie na dwudziestkę dwójkę? Nie jest zbyt skuteczna, zwłaszcza gdy chodzi o szanse przebicia czaszki. A mimo to napastnik strzelił tylko raz w czoło. Ryzykował, że ofiara przeżyje i opowie, co się stało. Ryzykował, że ktoś zobaczy go z bronią. Nie rozumiem... Coś mi tu nie gra. Popatrzyli po sobie. Żadne z nich nie znajdowało odpowiedzi. Wcześniej wybrana ofiara. Dziwny pocisk. Tajemniczy mężczyzna, który namówił trzynastolatka do udziału w morderstwie. Teoria o bezmyślnym akcie agresji należała już do przeszłości i teraz Rainie zastanawiała się, co dalej. Myślała o swoim prowincjonalnym, spokojnym miasteczku. O wysokich drzewach i łagodnie pofalowanym krajobrazie. Myślała o Dannym, tak bardzo przerażonym i

– Idź w diabły z twoim zmartwychwstaniem – syczy. – Jeszcze jeden prorok domokrążca! – Głodnego nie nakarmisz? – I spragnionego nie napoję. 18/86 Sprawdź udane, a drugie bardzo słabo przystosowane do życia w społeczeństwie. Sanders znowu spojrzał na Quincy’ego z powątpiewaniem. – Nie kupuję tego – wyznał otwarcie. – Mówisz, że te dzieciaki są psychopatami od urodzenia. W takim razie dlaczego nikt tego wcześniej nie zauważył? Dlaczego we wszystkich nagłówkach czytamy: Normalny chłopak zabija dziesięciu kolegów? – A przypomnij sobie sprawę Teda Bundy – wtrąciła się Rainie. – Wszyscy uważali go za przystojnego, czarującego faceta. Jedyny problem w tym, że, jak się okazało, lubił gwałcić i mordować młode dziewczyny. – No właśnie – podchwycił Quincy i z aprobatą skinął głową. Rainie uświadomiła sobie, że odwzajemnia jego uśmiech. Agent specjalny miał niebieskie oczy, które kiedy się uśmiechał, nabierały blasku i ciepła – urzekające oczy Paula Newmana. – Nadal brzmi to dla mnie jak psychologiczny bełkot – upierał się Sanders. – Te dzieciaki są mordercami. Koniec, kropka. Najlepiej zamknąć je i wyrzucić klucz.