kontaktował.

co tym osiągnie, to zaskoczy ją i wyprowadzi z równowagi. Nagle zapaliły się światła. O1ivia mrugała szybko, chcąc się przyzwyczaić do jasności. Porywaczka schodziła powoli. Niosła niewielką skrzynkę. – Jak się dzisiaj mamy? – zapytała ze sztuczną wesołością. O1ivia najchętniej odparłaby: „Wręcz kwitnąco”, ale w ostatniej chwili ugryzła się w język. Uznała, że najlepszym sposobem na wariatkę jest trwać przy swoim. Nie jest to proste, jeśli się tkwi w cuchnącej klatce, ale jeśli uda jej się zmusić porywaczkę do mówienia, może zdoła wycisnąć z niej informacje, a jednocześnie psychopatka wyrzuci z siebie gniew. O1ivia zdołała zachować spokój. Opanować paraliżujący strach. – Widzę, że zjadłaś. Dobrze, bardzo dobrze. Musisz być silna. O1ivia znieruchomiała. Do czego ona zmierza? Przecież nie wie o dziecku? Oczywiście, że nie. Nikt nie wie o dziecku. Nawet twój mąż, a zważywszy na rozwój wypadków, być może nigdy się nie dowie. Wolała o tym nie myśleć. Znajdzie sposób. Uratuje się. Ze względu na dziecko. – Więc jak, głodna? – Kobieta wyjęła z torby plastikową siatkę i cisnęła do klatki kolejną kanapkę i butelkę wody. O1ivia najchętniej uderzyłaby ją. Nie mogła jednak. Spokój, tylko spokój. Zagaduj ją, niech mówi. – Kim jesteś? – zapytała ponownie. http://www.estetyczna-med.net.pl domu. Choć formalnie mieszkali poza granicami Nowego Orleanu, miał w wydziale tylu przyjaciół, że na pewno do niej zajrzą. O1ivia oczywiście się wścieknie. Uważała, że sama potrafi o siebie zadbać, ale sytuacja się komplikuje i nie podobało mu się, że jest tam sama. Co z tego, że od serii zabójstw dzielą ją niemal trzy tysiące kilometrów. Zanim zasnął, pomyślał, że to załatwi sprawę i zapewni jej bezpieczeństwo. Ale po kilku godzinach snu uznał, że musi tam wrócić, upewnić się, że nic jej nie grozi. To nie tak, że ucieka z Kalifornii, ale musiał mieć pewność, że O1ivii nic nie jest. Kto wie, co takiemu psychopacie chodzi po głowie? Przecież do niej wydzwania... Nie będzie ryzykował. Poleci do domu, zobaczy się z żoną. Będzie się z nią kochał. Poczuje jej bliskość. Pomyślał nawet przelotnie o jej marzeniu, o tym, żeby mieli dziecko, i po raz kolejny dokonał szybkich obliczeń. Będzie po sześćdziesiątce, gdy jego dziecko skończy studia.

– Naprawdę. – Twierdzisz, że ich śmierć nie ma nic wspólnego z twoim... powrotem? – Nie wiem. – A co wiesz? – Że sprawa jest bardziej skomplikowana, niż myślałam. Bardziej niebezpieczna. – Myślisz, że tego nie wiem? Sprawdź oczu spod perfekcyjnie wydepilowanych, cienkich brwi. Różowe usta skrzywiły się z niesmakiem. – Wiesz, Bentz, myślałam, że pojąłeś aluzję, kiedy do ciebie nie oddzwoniłam. – Powoli zeszła z drabiny, stanęła na podłodze, uważnie omijając odłamki żarówki. – Czego chcesz, do cholery? – Porozmawiać. – Ach, tak. – Przewiercała go spojrzeniem pełnym niedowierzania. Była szczupła, żeby nie powiedzieć chuda, beżowa spódniczka i sweter niemal zwisały z kościstej sylwetki. – Naprawdę myślisz, że uwierzę, iż po dwunastu latach wpadasz na taką sobie zwykłą pogawędkę? Litości. Gdzie szczotka, do cholery? – Weszła do składziku, wróciła ze zmiotką i szufelką. – Chcesz pogadać? – Mruknęła pochylona nad szczątkami żarówki. – Niby o czym? – O Jennifer. – Boże drogi, dlaczego? – Wstała gwałtownie, spojrzała na Bentza, jakby przyleciał z Jowisza. – Co ci to teraz da? Biedaczka.