pracowali na miejscu wypadku, a¿ tak sie pomylili? Przecie¿ ta

bladej cerze i ustach pociagnietych czerwona kredka, w odcieniu pasujacym do lakieru na jej paznokciach. - Nick wspominał, ¿e dzwoniłas. - Dziwne to było - najpierw dowiedzielismy sie, ¿e jestes ju¿ przytomna i ¿e nastapiła znaczna poprawa, a zaraz potem Alex praktycznie uniemo¿liwił nam wizyte w szpitalu. - Cherise zareagowała na spojrzenie me¿a i gwałtownie zamkneła usta. Donald rozparł sie na poduszkach, jakby miał zamiar zostac tu dłu¿ej, a mo¿e nawet czytac Pismo Swiete. - Jak sie czujesz? - Lepiej. - Du¿o ostatnio przeszłas - powiedział i choc wyraznie starał sie byc uprzejmy, Marla dosłyszała w jego głosie protekcjonalna nute. - Mam to ju¿ za soba. - Ale podobno cierpisz na amnezje - rzekła Cherise. - To chwilowe, prawda? 298 - Mam nadzieje. http://www.eginekologwarszawa.net.pl - Kto? Ktos ze słu¿by? - Nie, Alex, jakis me¿czyzna. Pochylił sie nad łó¿kiem i powiedział: „Zdychaj, dziwko”. - Co? - Gwałtownie odwrócił głowe w jej strone, samochód zjechał na srodek drogi. Na drugim pasie rozległo sie ostrzegawcze trabienie. Alex szybko wrócił na swój pas. - Chryste, Marla, chcesz powiedziec, ¿e do domu dostał sie ktos z zewnatrz? - Chyba tak. - Opowiedziała mu cała historie. Alex zacisnał dłonie na kierownicy, jakby chciał ja wyrwac. - Byłam tak przera¿ona, ¿e sprawdziłam ka¿dy pokój, który nie był zamkniety na klucz. Chyba przy tym okropnie przeraziłam Cissy, ale kiedy sie ju¿ upewniłam, ¿e wszystko jest w

156 Ale mimo to... Katrina nie była aż tak głupia, żeby narażać życie dla jakiejś historii. Sława była ważna, pieniądze jeszcze bardziej, lecz nie na tyle, by dla nich umierać. I chociaż marzyło jej się zdemaskowanie sędziego Jerome’a „Reda” Cole’a i pokazanie, jakim jest sukinsynem, to nawet dla takiej satysfakcji nie warto było nadstawiać karku. I dlatego kupiła broń - mały, srebrny pistolet, świetnie dopasowany do jej dłoni. Miała nadzieję, że nigdy nie będzie musiała go użyć. Sprawdź chatę i pole, na którym mimo burzy pasły się longhorny. Ciemne niebo rozogniła nieregularna błyskawica i spłoszona klacz zboczyła z drogi. Shelby pochyliła się do przodu, kurczowo złapała się grzywy i jakoś zdołała utrzymać w siodle, Z bijącym sercem wyprostowała się i dostrzegła błękitną poświatę latami rancza. Najbardziej wysunięte zabudowania lśniły dziwnie w strugach deszczu. - Boże, dopomóż mi - szepnęła. W baraku było ciemno, ale światła zainstalowane dla ochrony rancza mimo wszystko trochę rozjaśniały mrok. Na szczęście żadne światło nie padało ze stajni. Nikt nie zauważył braku klaczy. Mimo wszystko Shelby zachowywała ostrożność. Kazała jej zwolnić i zeskoczyła z niej w pewnej odległości od oświetlonego terenu. Jej buty chlupały w coraz grubszej warstwie błota. Uważnie nasłuchiwała dźwięków świadczących o obecności człowieka lub psa, a jednocześnie prowadziła klacz do ciepłej, suchej stajni. Kiedy tam doszły, odpięła uzdę, ściągnęła ją przez łeb klaczy i zamknęła zwierzę w boksie. Marzyła teraz tylko o tym, żeby uciec stąd jak najdalej, wtopić się w ciemność, żeby jej nie przyłapali. Mimo pośpiechu wyszczotkowała