wprost tylnych drzwi domu. Zapakowanie obtłuczonego,

- O, Boże - wyszeptała. Hrabia wpił w nią oczy. W jego spojrzeniu było coś tajemniczego i uwodzicielskiego. - Obawiam się, że tego Rose nigdy się nie nauczy - powiedział cicho. - Czego? - Jak sprawić, żeby mężczyźni pożądali jej, jak ja panią pożądam. Opuścił wzrok na jej usta i pocałował ją jeszcze raz, namiętnie, natarczywie. Przywarła do niego mocniej, objęła za szyję. Nie mógł być taki cyniczny, za jakiego starał się uchodzić. Nie potrafiłby tak całować. Nie łudziła się jednak, że jakiekolwiek względy powstrzymają go przed rozebraniem jej do naga i obsypaniem pocałunkami. Na tę myśl zadrżała z gorącego pragnienia i jednocześnie uświadomiła sobie, że musi się opanować, natychmiast. - Milordzie... Przesunął usta na jej szyję. - Tak? - Proszę przestać! - Dlaczego, na litość boską?! Musnął delikatną skórę koniuszkiem języka. Gwałtownie wciągnęła powietrze, wpijając palce w jego ramiona. - Nie jest to najlepsza metoda nauki właściwego zachowania. - Nie ma tu mojej kuzynki. http://www.e-ortodonta.com.pl/media/ widziałbym cię w Aus... - Nie zamierzałam dziękować - przerwała mu siostrzenica. - Jak śmiesz przypuszczać, że... - Alexandro, to ja zaprosiłem twojego wuja - wtrącił Lucien. Obeszła biurko i zbliżyła się do niego. - Myślałam... - Co? - Myślałam, że się zmieniłeś! - Bo to prawda. - Więc co on tutaj robi? - Pokazała palcem na diuka. - Ty niewdzięcznico... - Dość tego! - huknął Kilcairn. - Monmouth, wyjdź. - Z przyjemnością. - Starzec wypadł z gabinetu i trzasnął za sobą drzwiami.

siebie. A teraz cię pytam, Alexandro, czy nie wymagasz za dużo? - O nic cię nie prosiłam. Nie oczekuj, że zgodzę się na coś, czego nigdy nie chciałam. - Chciałaś. Nadal chcesz. Po prostu jesteś zbyt uparta, żeby to przyznać. - Oddychał ciężko i przeszywał ją wzrokiem, tak jak ona jego. - Teraz twoja kolej, żeby trochę ustąpić. Będę na górze. 20 Sprawdź ZAKAZANY OWOC Przełożyła: Klaryssa Słowiczanka „KB” PROLOG Vacheńe, Luizjana, 1959 Hope Pierron siedziała przy oknie swojej sypialni na drugim piętrze i spoglądała na leniwy nurt Missisipi. Uśmiechnęła się do siebie. Podniecona i zdenerwowana, panowała w pełni nad swoimi odczuciami. Całe życie czekała na ten dzień. Kiedy wreszcie nadszedł, nie mogła sobie pozwolić na najmniejszy błąd, wiedziała, że musi zachować ziiriną krew. Przycisnęła dłoń do rozgrzanej słońcem szyby. Miała ochotę wypchnąć ją, wydostać się, uciec precz, ku wolności. Ile razy w ciągu czternastu lat zamknięcia w tym domu z czerwonej cegły ogarniało ją podobne pragnienie? Przemienić się w ptaka, rozwinąć skrzydła, odlecieć. Od dzisiaj nie będzie musiała tęsknić za skrzydłami. Dzisiejszy dzień przyniesie jej wolność. Wolność i wyzwolenie od stygmatu grzechu. Od matki i ludzi, którzy ją otaczali. Dzisiaj urodzi się na nowo. Przymknęła powieki. Myślała o przyszłości, ale przed oczami przesuwały się obrazy z przeszłości, z lat spędzonych w znienawidzonym domu z czerwonej cegły. Zbudowany w 1917 roku Pierron House przy River Road był jednym z przejawów kultury południowej Luizjany. Jej babka Camellia, pierwsza madame Pierron, przeniosła się tutaj z córką i dziewczętami na krótko po likwidacji Storyville, dawnej nowoorleańskiej dzielnicy uciech. O dziwo, nikt nie protestował, nikt się nie obruszał, nawet wtedy gdy w domu zaczęli pojawiać się mężczyźni. Po prostu akceptowano istnienie przybytku, tak jak akceptowano sierpniowe upały i moskity - z pełną rezygnacji niechęcią i uprzejmym lekceważeniem. Tego zresztą można było się spodziewać w Luizjanie, gdzie jedzenie, picie i inne potrzeby ciała stanowiły element tego samego powszedniego obrządku, co msza i spowiedź. Luizjańczycy przyjmowali brzemię pokutne z taką samą joie de vivre, z jaką odnosili się do rozmaitych przyjemności życia, jedno i drugie pojmowali w bardzo specyficzny, sobie tylko właściwy sposób. Pierron House był dla nich zarówno symbolem pokuty, jak i rozkoszy. Sam budynek, klasycystyczna bryła z dwudziestoma ośmioma doryckimi kolumnami od frontu i biegnącymi wokół elewacji galeriami, był zadziwiającym dziełem architektury. Kiedy oświetlało go popołudniowe słońce, jaśniał, jak na ironię, dziewiczą bielą, zdawał się otoczony aureolą świętości. Gdy słońce zachodziło, blask aureoli znikał i złudzenie świętości pryskało. Dom ożywał muzyką Jelly Roli Mortona, Tony Jacksona i im podobnych, po pokojach niósł się śmiech mężczyzn, którzy pojawiali się tutaj, by kupić zakazany owoc, i kobiet, które oferowały go na sprzedaż.