ekshumację. Ktoś, kto wie, gdzie jest Olivia.

spoważniała, jakby dopiero teraz zdała sobie sprawę z powagi sytuacji. – Chciałam się wycofać, ale mi nie pozwoliła. Naprawdę myślałam, że to tylko kawał, wiecie, takt rozbudowany dowcip, jak w telewizji. Myślałam, że dzięki temu wypłynę, że to początek kariery. Dała mi scenariusz, podsuwała wskazówki przez telefon, do wynagrodzenia doszło kilka darmowych wycieczek do Nowego Orleanu. Obowiązywała jedna zasada – mam nie dać się złapać. Nie dotrzymałam warunku, jak widać. – Umilkła, wbiła wzrok w plamę oleju na ziemi. Bentz miał wrażenie, że bardziej jej żal straconych pieniędzy niż kobiet, które zginęły. – Kim ona jest? Kto cię zatrudnił? – zapytał. – Nie wiem. Nigdy jej nie widziałam. Rozmawiałyśmy przez telefon. – Jak ci płaciła? – Gotówką... – Jada mówiła o tym niechętnie. – Powiedziała, że oszczędzała na to od lat. Zostawiła mi kasę w szatni, w szafce w siłowni w Santa Monica, blisko promenady. – Już ci zapłaciła? – Częściowo. Na razie pięć tysięcy jako zaliczkę. – Umilkła, jakby w końcu zrozumiała, w jak trudnej jest sytuacji. – Potrzebny mi adres siłowni. Jesteś członkiem? – Tak. Ale nie... nie płacę. Miałam się tam kręcić, ładnie wyglądać, pływać, sami wiecie. Bentz najchętniej zadusiłby samolubną sukę gołymi rękami, ale stłumił to pragnienie i pomyślał o O1ivii. Musi ją ratować. http://www.e-okulista.com.pl – Słuchaj, sam widziałeś, jak Jennifer skacze do oceanu, prawda? Więc O1ivii nic nie grozi. Bentz nie był do końca przekonany. Nic już nie trzyma się kupy. Wszystko, w co wierzył, legło w gruzach albo stanęło na głowie. Potarł dłonią zarośnięty podbródek i usiłował się skupić. Myśleć logicznie. Znaleźć ziarnko prawdy w sieci kłamstw. – Skończmy to już. – Załatwione. – Hayes wstał i poprawił krawat. – Ale musisz zidentyfikować kobietę, którą znaleźliśmy pod Devil’s Caldron. Kostnica jest niedaleko. – Otworzył drzwi, skinął głową. – Martinez pomoże ci odebrać rzeczy z depozytu, a potem pojedziemy. Hayes odszedł. Martinez prowadziła Bentza do odpowiedniego pomieszczenia. – Moja żona jeszcze nie przyjechała? – zapytał. Starał się mówić spokojnie. – O1ivia Bentz? – Nie. Dzwoniłam do Petrocelli, ale nie odbiera. – Riva Martinez uśmiechnęła się do

Wolała nie myśleć o swoich zanikach pamięci; zdarzały się coraz częściej. Czuła, że wszystko wymyka się jej spod kontroli. Policja depcze jej po piętach. Najpierw śmierć Josha i sypialnia cała we krwi... i nawet nie mogła nikomu o ty powiedzieć... Luki w 197 pamięci, dziwne, wstrętne obrazy, potem śmierć matki. Boże, a teraz niepokoiła się o Hannah. Miała klucz, zdecydowała się wejść do środka. W domu panował chłód i półmrok. Serce jej się ścisnęło, na widok starego stołu, przy którym jadła z rodzeństwem śniadanie przed pójściem do szkoły. Na tym wieszaku koło drzwi wieszali swoje tornistry i kurtki... Zaskrzypiała drewniana podłoga. - Hannah? - zawołała. Dom wydawał się pusty, ale... czy to muzyka? Włączony telewizor gdzieś na górze? - Hannah? Jesteś tu? Aż podskoczyła na dźwięk swojej komórki. Uspokój się Caitlyn, nie bądź takim kłębkiem nerwów. Oddychała szybko, spanikowana. Sięgnęła do torebki i odebrała telefon. - Słucham. - Powiedziała drżącym głosem. Cisza. O nie, tylko nie to! - Halo? - Nic. Rozłączyła się szybko. Wyłączyła telefon. Ktokolwiek ją prześladował, znał też numer jej komórki. Co jeszcze wiedział? Co jeszcze wiedział na temat jej prywatnego życia? Powinna stąd wyjść. Zamiast tego ruszyła w stronę schodów, niemal pewna, że słyszy ściszone głosy i muzykę. Serce łomotało jej ze strachu. Nie bądź ofermą! Wchodziłaś po tych schodach milion razy. Na miłość boską, Caitlyn, nie bądź śmieszna. Jest środek dnia. To był twój dom. Nabrała powietrza w płuca i weszła na półpiętro. Teraz wyraźnie słyszała muzykę. Może Hannah usnęła przed telewizorem. Drzwi do pokoju siostry były otwarte, a światło zgaszone. Nie grało ani radio, ani telewizor. Odgłosy dochodziły z pokoju Caitlyn. Tak, na pewno stamtąd. Muzyka. Jakby znajoma. Zawahała się, popatrzyła na promienie słońca wpadające przez kolorowy świetlik i pomyślała: teraz albo nigdy. Mogła nie otwierać tych drzwi, zadzwonić do Kelly albo do Troya, albo do Adama i poczekać, aż przyjadą, albo mogła, do cholery, zebrać się na odwagę i wejść do sypialni. Przecież spała w niej zaledwie kilka dni temu. Albo... drzwi do pokoju Charlesa były otwarte. Przezwyciężyła strach i weszła powoli do środka. Pokój wyglądał dokładnie tak jak przed śmiercią Charlesa, nikt tu niczego nie zmienił. Na półce stały puchary sportowe, na korkowej tablicy wciąż wisiała wyblakła już odznaka ze szkoły średniej, a obok łóżka, w szafce, powinien być pistolet. Otworzyła szufladę, niewielki pistolet leżał na swoim miejscu. W komorze nie było kuł i nie miała pojęcia, gdzie... Spojrzała na puchar, nagrodę za udział w zawodach strzeleckich. Kiedyś widziała, jak wyjmował naboje z pistoletu i wkładał do tego pucharu. „Dla bezpieczeństwa”, powiedział jej i mrugnął okiem. Czy są tam jeszcze? Sięgnęła po puchar i znalazła pudełko niewielkich nabojów i starą, nierozpakowaną prezerwatywę. Nie zastanawiając się długo, załadowała pistolet i włożyła resztę nabojów do torebki. Teraz była uzbrojona i niebezpieczna. - Śmiało - wyszeptała. Spocona, ledwie żywa ze strachu ruszyła w głąb korytarza. Chodnik tłumił jej kroki. Nacisnęła klamkę. Otworzyła drzwi i weszła do pokoju. Dwie kobiety, dwie nagie kobiety leżały związane na łóżku. Caitlyn wydała stłumiony okrzyk, cofnęła się, zdjęta zgrozą. W pokoju i migał telewizor. Przywiązana do łóżka Sugar Biscayne i jej siostra Cricket patrzyły na nią pustymi oczami. Nie żyły; ich ciała były pokryte ukąszeniami, ugryzieniami i zwałami białego cukru, po którym pełzały owady. Mrówki. Świerszcze. Muchy. Szerszenie. Z niewielkiego odtwarzacza w kącie pokoju dobiegała muzyka, w kółko ta sama piosenka... Posyp mnie 198 cukrem... W telewizorze leciał jakiś program kulinarny. Cofnęła się, potykając, i omal nie upadła. Zrobiło jej się niedobrze. Pozbierała się jakoś i zbiegła na dół. Musi się stąd wydostać, zanim ten, kto to zrobił, znajdzie ją. Wypadła z domu, nie zamykając drzwi. Serce waliło jej jak oszalałe. Znalazła kluczyki. Usiadła za kierownicą. Nijak nie mogła trafić kluczykiem do stacyjki. - Szybciej, szybciej - szeptała, próbując uruchomić samochód. Drżącą ręką przekręciła kluczyk. Nic. O Boże, nie! Przerażona nacisnęła pedał gazu i spróbowała jeszcze raz. - Szybciej, szybciej! - krzyczała. Niedobrze. Bardzo niedobrze. Serce podeszło jej do gardła. Jeszcze chwila, a straci przytomność, zapadnie się w czarną otchłań. Nie, nie pozwoli na to. Ale ten cholerny samochód nie chciał zapalić. Nie wpadaj w panikę. Masz pistolet. Ale czym był jeden mały pistolet wobec niewidzialnego wroga, który zabijał metodycznie wszystkich po kolei. Wyjęła telefon, zadzwoniła do Adama i nagrała się na sekretarce. Zadzwoń po policję. W głowie miała mętlik. Tak, zadzwoń po policję, to przecież proste. Ale zanim zdążyła nacisnąć klawisz, telefon zadzwonił. Odetchnęła z ulgą. - Adam? Jestem w Oak Hill. Stało się coś okropnego. One nie żyją, a mój samochód nie chce ruszyć i... i... - Mamusiu? - usłyszała cichy szept dziecka. - O Boże, nie! - To niemożliwe. To nie Jamie... a może? Myśli jej się rwały, wszystko zaczęło się plątać. - Mamusiu... gdzie jesteś... - Dziecinko! Jamie? Mamusia jest tutaj... - Mamusiu, boję się... - Ja też, córeczko, ja też - powiedziała i nagle wszystko wymknęło się spod kontroli, zaczęła tracić przytomność... o Boże... Przeszedł ją dreszcz, chciała pokonać ogarniającą ją słabość, ale przegrała. Nie była już sobą... Jezu Chryste, pomyślała Kelly, z łatwością zdobywając przewagę nad Caitlyn. Caitlyn zawsze była słaba, miękka. Była jedną z tych głupawych, słabych kobietek, których Kelly nienawidziła. Była ofermą przez duże O. Ale nie ma jej tu teraz, prawda? Zniknęła. Może tym razem odejdzie na zawsze. Pójdzie sobie. Zniknie. I dobrze. Nadszedł czas, żeby Kelly przejęła kontrolę. W swoim sterylnym sanktuarium Atropos wyłączyła magnetofon. Instynkt macierzyński Caitlyn był tak przewidywalny. Tak łatwy do rozbudzenia. Wystarczyła taśma z głosem nieżyjącej córki i mamusia natychmiast pędziła na ratunek. Chociaż wiedziała, że dzieciak nie żyje. Ale przecież Caitlyn zawsze miała nierówno pod sufitem. Sprawdź – Na twoim miejscu powiedziałbym mu – poradził Montoya. Oparła dłonie na biodrach. – Aleja nie wiem. – No to się skup – syknął Bentz. – Zlituj się – żachnęła się. – Co to jest, tekst z tandetnego westernu? Z wyższego poziomu zjeżdżał samochód, mercedes. Kobieta za kierownicą, Murzynka w barwnej chuście na głowie, zobaczyła broń w dłoni Montoi, przyspieszyła i sięgnęła po telefon. Dzwoni po policję, pomyślał Bentz. – Zaraz będzie tu LAPD – oznajmił z lodowatym spokojem. – Zapewniam cię, że potraktują cię lepiej, jeśli powiesz, gdzie jest moja żona. I to natychmiast. – Kiedy ja nie wiem. – Jada ściągnęła brwi. Odprowadzała wzrokiem znikającego mercedesa. – Nazywasz się Jada Hollister? – Tak, tak.