Wampir, uśmiechając się, wypiął pierś i naprężył zgięte ręce, demonstrując niezbyt dużą, lecz zupełnie plastyczną muskulaturę. Orsana udawała, że najbardziej przejmuję ją złamany paznokieć. - Jeszcze raz tak się podkradniesz - i z twojego pięknego ciała zostaną dwa zakurzone ślady i obłok popiołu w powietrzu - zawarczałam, naręczem włożywszy mu w ręce odzież. -- znalazłeś jakiekolwiek ślady? Or¬sana nie myliła się? - Jakiekolwiek - znalazłem. -- Wampir poskakał na jednej nodze, próbując trafić w nogawkę. – Tam nie opędzisz się od wilczych śladów. Obok przebiegało duże stado. Możliwe, wypędzało zwierzynę... albo ktoś je gonił. Na czterech łapkach. Proponuję iść dalej po drodze, kiedyś las i tak się skończy, a w czystym polu od razu przegramy. Lub możemy przenocować w chatce, zabarykadowawszy drzwi i okna, lecz osobiście ja – jestem przeciw. - Ja też - stwierdziła Orsana. Ja nie zaczęłam potwierdzać oczywistego. Ściemniło się ostatecznie. Mdła gwiezdna poświata uwięzła między wierzchołkami drzew, nie dosięgając ziemi. Całą wiorstę przekroczyliśmy w pełnym milczeniu, ramię przy ramieniu, nie czując zmęczenia, potęgowane przez ssanie w żołądku. Las śledził nas tysiącem oczu - wpierw urojonych, a potem zupełnie realnych. Pierwsza nie wytrzymała Orsana: - Nie podoba mi sięich kompania! - I demonstracyjnie obnażyła miecz. - No po co tak kategorycznie? - miękko zarzucił jej Rolar. -- Wilki - znachorzy linka. - Ja nigdy nie ufałam lekarzom samoukom - przewarczała dziewczyna, w napięciu wpatrując się w ciemność. -- Za twoje pieniądze i tak zagoili by ciebie na śmierć. Patrzcie no, urządzili konsylium... Ktoś w zieleni bezszelestnie krążył wokół nas. Mimowolnie przyśpieszyliśmy kroku. Wilki się nie opóźniały. Szare cienie migały pośród pni, jeden chodził po drodze po naszych śladach, nawet nie próbując ukryć swojej obecności. - Nie niepokójcie się, latem wilki będą napadać tylko na samotnych i bezbronnych podróżników – niepewnie powiedział Rolar. - Ty jeszcze powiedz, że złożyli ślubu wegetarianizmu. -- Najemniczka była nastawiona dość pesymistycznie. Wampir nie znalazł odpowiedzi. Honorowa eskorta mnożył się. Dwie smugi migotały wzdłuż poboczy, w lesie potrzaskiwały gałęzie pod ciężkimi łapami. - Tobie nie wydaje się, że dla takiej ilości wilków my jesteśmy samotni i bezbronni? - drżącym głosem przypuściłam. -- Pomów z nimi, co? Napomknij tak między innymi, że my starzy, niesmaczni i chorzy na dżumę... - Ja? - zdziwił się Rolar. -- Kto ci powiedział, że umiem rozmawiać z wilkami? - Ty przecież potrafisz się w nie przekształcać! - No i co? To dwie różne rzeczy. Chodźcie bliżej do pobocza. - Po co? http://www.dubajblog.pl podsumowała Hughes. - To wygląda na coś więcej niż przypadek. - Byłabym ci wdzięczna, gdybyś poruszyła to w rozmowie ze swoim inspektorem. Powiedz mu, że pewne elementy w sprawie Bolsover niepokoją mnie od samego początku - powiedziała Shipley. - Tam, zdaje się, oskarżono męża. - Właśnie. 62 - Już mi lepiej, mamuś. Kiedy Jack tak ją nazywał, Lizzie wiedziała, że ma w tym jakiś interes. - Chciałbym wrócić do szkoły.
Wynurzyli się oboje z namiotu tak samo ostrożnie, jak do niego weszli, zdjęli papierowe kombinezony i ochraniacze z butów, spakowali je do zbadania. Keenan odczekał, aż szefowa zniknie mu z oczu, i przez parę minut krążył dookoła ogrodzonego terenu, próbując dojść do ładu z głową i żołądkiem. Sprawdź mroku doskonale widoczny, więc gdyby Patston próbował dać nogę przez płot, zostałby natychmiast zauważony, jeśli nie przez Keenana, to przez Dean. - Wiem, że to głupie pytanie, pani Finch - sumitował się szczerze inspektor - ale nie sądzę, aby ktoś z nas kiedykolwiek nauczył się, co trzeba mówić w takiej chwili. - To nie może być łatwe - przyznała uprzejmie Sandra. Była bardzo blada, ale dość opanowana. Oczywiście Keenan wiedział, że ten spokój jest pozorny, gdyż prawda nie dotarła jeszcze do niej w pełni, a poza tym kobieta musiała się liczyć z obecnością dziecka.