Lepsze to niż „zupełnie stuknięty". Z drugiej strony, amator

- Jeżeli naprawdę chciałbym wejść, to nie. Diaz zaczekał na dole w dużym pokoju, podczas gdy Milla pobiegła się przebrać na górę. Nie próbowała nawet szukać czegoś, co zamaskowałoby opatrunek na szyi; było po prostu zbyt gorąco. Włożyła luźne żółte spodnie i białą bluzkę bez rękawów, po czym zbiegła na dół. Diaz oglądał kolekcję kamyków. Milla użyła tych najładniejszych w charakterze dekoracji. Reszta spoczywała w różnych pojemnikach: w dużej niebieskiej misie na stoliku, w dwóch wazach z przezroczystego szkła, w sporej przezroczystej śwince skarbonce. - O co chodzi z tymi kamieniami? - zapytał Diaz. Pochylona na bok głowa świadczyła o głębokim namyśle. - Zbierałam je dla Justina - powiedziała cicho, spokojnie. - Myślałam, że pewnie lubiłby takie różne fajne kamyczki. Przecież chłopcy zawsze je zbierają, rzucają, noszą w kieszeniach. Teraz chyba jest już na to za duży. Ale i tak czasem, gdy zobaczę jakiś niezwykły kamień, to go zabieram. Ot, przyzwyczajenie. an43 http://www.domy-drewniane.net.pl/media/ więcej go nie zobaczy Pożegnała się więc, pocałowała w policzek i życzyła udanego życia. - Możesz już nie przysyłać mi pieniędzy - powiedziała, uśmiechając się przez łzy - To był twój wkład w poszukiwania, powód, by nie zarzucać praktyki chirurgicznej. Nie udałoby mi się bez twojego finansowego wsparcia. Dzięki tobie wiedziałam, że nie muszę martwić się o pieniądze i że mam za co dalej szukać Justina. - Ale co teraz poczniesz? - zapytał stropiony. - Będę robić to co dotychczas, jak sądzę. Szukać zaginionych dzieci. Tylko teraz muszę z tego mieć jeszcze jakąś pensję. Prawda była inna - Milla nie miała pojęcia, co teraz pocznie. Dotychczas całe jej życie kręciło się wokół jednego celu: odnalezienia Justina. Teraz, kiedy wreszcie jej się udało, czuła się jak na końcu

czynienia z takimi typkami. an43 85 - Mam dobre i złe wieści. Dobre to takie, że udało mi się zebrać informacje o Diazie, którego ścigasz. Złe, że prawdopodobnie na nic Sprawdź Mężczyzna nie miał widocznej broni. Ale choć jego dłonie były puste, Milla wcale nie czuła się lepiej - nigdy jeszcze nie widziała tak zimnych i nieludzkich oczu. Patrzyła w twarz mordercy i choć była tak przerażona, że nie mogła opanować drżenia, to coś w tym spojrzeniu dziwnie przyciągało i nie pozwalało uciec wzrokiem. Jak kobra, pomyślała, hipnotyzująca swe ofiary przed śmiertelnym atakiem. Przybysz nawet nie drgnął. Stał, zamarły w dziwacznym, nienaturalnym bezruchu, tak jakby nie był do końca człowiekiem. Stojąca obok niej Joann oddychała płytko, patrząc wielkimi oczyma na intruza. Nawet nie mrugała. Milla dotknęła uspokajająco jej dłoni, Joann natychmiast chwyciła z całej siły rękę przyjaciółki. Przybysz rzucił okiem na ich splecione dłonie, po czym znów