Terier popędził do toaletki, wskoczył na krzesło, ściągnął na podłogę plecioną

obserwował reakcję. Poczuła się jak ćma, którą wabi ogień. Nie była w stanie wykonać żadnego ruchu, mówić, oddychać. Potem ujął jej twarz w dłonie, nachylił się powoli i dotknął wargami ust. Zamknęła oczy, poddając się cudownej pieszczocie. Serce waliło jej młotem. Cala płonęła. Nachyliła się ku niemu z cichym jękiem i niewprawnie oddała pocałunek. Kilcairn chwycił ją w talii i bez wysiłku posadził sobie na kolanach, nie przestając całować. Jej brak 1 W. Szekspir: Tragedia Ryszarda III przekład L Ulricha (przyp. tłum.). doświadczenia wcale mu nie przeszkadzał. Gdy pałała już żarem namiętności, nagle się odsunął. Spojrzała na niego oszołomiona. - O, Boże - wyszeptała. Hrabia wpił w nią oczy. W jego spojrzeniu było coś tajemniczego i uwodzicielskiego. - Obawiam się, że tego Rose nigdy się nie nauczy - powiedział cicho. - Czego? - Jak sprawić, żeby mężczyźni pożądali jej, jak ja panią pożądam. Opuścił wzrok na jej usta i pocałował ją jeszcze raz, namiętnie, natarczywie. Przywarła do niego mocniej, objęła za szyję. Nie mógł być taki cyniczny, za jakiego starał się uchodzić. Nie potrafiłby tak całować. Nie łudziła się jednak, że jakiekolwiek względy powstrzymają go przed rozebraniem jej do naga i obsypaniem pocałunkami. Na tę myśl zadrżała z gorącego pragnienia i jednocześnie uświadomiła sobie, że musi się opanować, natychmiast. http://www.dobryproktolog.pl/media/ W tym samym momencie dobiegły do niego strzępy identycznej rozmowy. Zerknął w tamtą stronę akurat w chwili, gdy Rose dzieliła się uwagą na temat zimy. Napotkał spojrzenie panny Gallant i uniósł brew. Zanim guwernantka odwróciła wzrok, po jej ustach przemknął cień uśmiechu. Lucien nagle zaczął się zastanawiać, czy ona również uważa tę salonową gadaninę za niedorzeczną. Sytuacja byłaby zabawna, zważywszy na to, że panna Gallant sama uczyła tych nonsensów, by zarobić na życie. Odzyskawszy nieco entuzjazmu, zwrócił się do Georginy Croft: - Co tak wcześnie sprowadza panią do Londynu? Dziewczyna zerknęła na matkę siedzącą w drugim końcu stołu. - Ojciec ma tu pewne sprawy do załatwienia. A pana co sprowadza, milordzie? - Rodzinne obowiązki. - „Rodzinne obowiązki?” Do tej pory w ogóle nie zwracałeś na nas uwagi. -

Alexandra zakrztusiła się herbatą. - A o czym tak gawędziliście? Przyjaciółka podniosła się z krzesła i klepnęła ją w plecy. - Jesteś zazdrosna? - Nie! Nawet go zbytnio nie lubię. A poza tym on nie jest moim lordem Kilcairnem. - A ty nie jesteś już moją guwernantką, nauczycielką i damą do towarzystwa - Sprawdź - St. Charles należy do naszej rodziny od niemal stu lat. Zrobię wszystko, ale nie oddam hotelu. Nie proś mnie o to więcej. ROZDZIAŁ DWUDZIESTY DRUGI Hope krążyła niespokojnie po sypialni. Znowu czulą obecność Cienia. Naigrywał się z niej, naśmiewał, kpił sobie z jej zadufania; była pewna, że jest niezłomna, że nigdy nie ulegnie jego podszeptom. Tymczasem nie mogąc dotrzeć do niej, posłużył się Philipem i w ten sposób jej dosięgną!. Z każdą chwilą była bardziej wzburzona. Jak mogła nie dostrzec, co się wokół niej dzieje? Nie przygotować się na nadchodzący atak? Słaby, bezwolny Philip był idealnym celem. Od rozmowy w bibliotece minął tydzień. Hope zdążyła w tym czasie przeprowadzić kilka dyskretnych rozmów telefonicznych: zadzwoniła do banku, do księgowego, który prowadził buchalterie hotelu, i do przyjaciółki pracującej w nieruchomościach. Wszystko, co usłyszała od Philipa, okazało się prawdą. Tkwili po uszy w długach. Idiotka. Była taka głupia. Łatwowierna. Nigdy nie wtrącała się do spraw finansowych, pozostawiając je całkowicie w gestii Philipa. Tamtego wieczoru w bibliotece próbowała wskazać mu wyjście z sytuacji, ale się spóźniła. Philip odwrócił się od niej, zostawił ją na klęczkach. Na pośmiewisko Bestii. Zatrzymała się i otrząsnęła ze wstrętem. Musi się opanować, musi być silna. Musi znaleźć rozwiązanie. Zbyt wiele wysiłku włożyła w zdobycie obecnej pozycji, by teraz ją stracić. Wystarczy, że rozejdą się pogłoski o ich zadłużeniu i w jednej chwili zostanie wykluczona z kręgu nowoorleańskiej elity. Już słyszała te poszeptywania. Przestaną napływać zaproszenia na przyjęcia, przestanie zasiadać w przydających towarzyskiego prestiżu komitetach, zamkną się przed nią drzwi powszechnie szanowanych domów, wszyscy odwrócą się od niej plecami. Znajdzie się znowu na marginesie, jak przed laty. Nie, już nigdy. Nie dopuści do tego, nie da się zepchnąć.