rozmowę na sprawy zawodowe. Okazja nadarzyła się chwilę później. – Dzięki, że pozwoliłaś mi się przysiąść – powiedziała. – Jestem tu zupełnie nowa. Nikogo nie znam. – Naprawdę? Ja mieszkam tu od dziecka. To znaczy mieszkałam w Nowym Orleanie, ale przeprowadziłam się ze względu na pracę. – Poważnie? – Julianna podniosła przesłodzoną kawę do ust. – Gdzie pracujesz? – W kancelarii prawnej Nicholson, Bedico, Chaney & Ryan. – Wyprostowała się, wyraźnie z tego dumna. Julianna zrobiła wielkie oczy. – Ale z ciebie szczęściara! – westchnęła z zazdrością. – Też chciałabym mieć taką pracę. Mam nadzieję, że wkrótce coś znajdę. Potem rozmowa zeszła na inne tematy. Rozmawiały bardzo długo. W końcu Julianna spojrzała do wnętrza pustej filiżanki i powiedziała: – Ojej, jak ten czas leci. Muszę już iść. – Wstała. – Będziesz tu jutro? – Jutro? – powtórzyła Sandy. – A przyjdziesz? Dziewczyna wyglądała na tak oszołomioną, że Julianna musiała powstrzymać uśmiech. http://www.dobrabudowa.info.pl wiedzieliśmy nawzajem o swoim istnieniu? – powiedział Sam. Oczywiście, że zdawała sobie z tego sprawę. To właśnie ona, z pomocą Armii Zbawienia, odkryła, że ma brata. Ich nieżyjąca już matka urodziła oboje, nim ukończyła siedemnasty rok życia. Dzieciństwo Lily upłynęło w kolejnych zastępczych rodzinach. Przenoszono ją z jednego domu do drugiego, gdyż była trudnym, zbuntowanym dzieckiem, a dwukrotnie nawet uciekała od swych opiekunów. Jednak jako szesnastolatka opamiętała się i po skończeniu szkoły wstąpiła do liceum gastronomicznego. Uczyła się pilnie, a później ciężko pracowała, i dzięki temu w końcu kupiła małe mieszkanko. Po raz pierwszy w życiu zyskała wreszcie własny kąt, gdzie nikt jej nie mówił, co ma robić. Mogła teraz sama kierować swoim losem – i pragnęła, by tak już zostało zawsze.
Zakłopotana Lily zakryła dłonią usta. – Och, naprawdę przykro mi, Theo, że dzieciaki zanudzały cię tymi moimi bzdurnymi historyjkami. – To wcale nie są bzdury. Twoje opowieści przenosiły dzieci do krainy fantazji, uszczęśliwiały je i uspokajały przed snem, a także napawały wiarą, że cuda czasami się zdarzają. – Przerwał na chwilę, Sprawdź wszystko jej wina. Wparadowała w ich życie, czyszcząc, porządkując i odgadując każde życzenie. Nic więc dziwnego, że przyzwyczaił się do niej. A, przekonywał sam siebie, przyzwyczajenie to niekoniecznie miłość. Czekał, aż te myśli przyniosą mu ulgę, aż zniknie tępy ból w skroniach. Na próżno. Spojrzał na zegarek. Dziewiąta. Był tak samo zaawansowany w robocie, jak kiedy zaczynał ją o szóstej. Ponownie włączył kalkulator. JEDNA DLA PIĘCIU 97 Malinda siedziała w kuchni przy stole i układała listę zakupów. Pobrzękiwaniu naczyń w zmywarce